Archiwum Polityki

Zostań hyclem

Słyszałeś jakiś nowy dowcip? - Nie. - Cholera, co za rząd!

Tak źle nie jest. Władza robi, co może, by dialog ten brzmiał abstrakcyjnie. Tu premier Buzek doucza Leszka Balcerowicza z ekonomii - jednego doktora już wypromował. Z wiadomym skutkiem. Tam znowu wicepremier Tomaszewski nareszcie znalazł pole do popisu czy raczej do podpisu. Złożył autograf na rozporządzeniu, gwarantującym sukces. Chodzi o wyłapanie bezdomnych psów i kotów. Z tymi bezdomnymi pójdzie łatwiej. Św. Franciszek w zakonnym habicie nie stanie w ich obronie. Najwyżej z parapetu Nieba obejrzy widowisko. Rozładowujące bezrobocie. Nie trzeba specjalnych kwalifikacji, by zostać hyclem. A nie wątpię, że powstanie ORMO czy ZOMO. Złożone z ochotników. Ze sprzętem nie powinno być kłopotów. Nie trzeba japońskiej techniki. Wystarczy tradycyjna pętla, siatka, kij, pałka. I zapał do tej pracy. Miło poczuć się królem stworzenia. Warto było zleźć z drzewa, by teraz pakować do worka ślepe kocięta. To, że zaraz po urodzeniu są ślepe, to pewna przykrość. Nie zobaczą świata, dzięki wicepremierowi i ministrowi jednocześnie - oczyszczonego i poprawionego.

Słyszałem w radiowej Trójce Głównego Egzekutora. Bardzo był zniesmaczony tym, że na naszych drogach widzi się tyle rozjechanej zwierzyny. Wiedział, co mówi: służbowe autka poruszają się szybko. Czytaliśmy o tym wiele razy. Przebiegający pies, oślepiony reflektorami kot pogarszają stan estetyki swojskich autostrad. One, durne, nie potrafią docenić ślicznych znaków, rozstawianych przez ministra Morawskiego, kolegę z rządu wicepremiera. Są winne. I nawet niezdolne do złożenia samokrytyki: Przepraszam, że dałem się przejechać. To się już nie powtórzy. Inicjatywa estetów jest oczywiście humanitarna.

Polityka 38.1998 (2159) z dnia 19.09.1998; Groński; s. 93
Reklama