W polskich lasach – mimo przelotnych deszczy i burz – jest tak sucho, że wystarczy jeden niedopałek, aby wybuchł największy pożar w dziejach. Najgroźniejsza sytuacja panuje w Puszczy Piskiej, gdzie drzewa powalone huraganem kilka tygodni temu leżą jak na stosie gotowym do podpalenia.
Lasy żółkną. Wysuszona na wiór ściółka, wyschnięte krzaczki jagód, igły na sosnach z zielonego przechodzą w kolor złoty. – Ściółka ma 6 proc. wilgotności, kartka papieru jest wilgotniejsza – mówi leśnik Piotr Czyżyk, szef Nadleśnictwa Maskulińskie w Rucianem-Nidzie. Aby wilgotność ściółki leśnej spadła do II stopnia zagrożenia, z katastrofalnego do dużego (21–40 proc. zawilgocenia), deszcz musiałby padać nieprzerwanie przynajmniej przez trzy dni.
Czyżyk sąsiaduje z Nadleśnictwem Pisz, gdzie w lipcu szalała trąba powietrzna.
Polityka
36.2002
(2366) z dnia 07.09.2002;
Społeczeństwo;
s. 82