Archiwum Polityki

Ucho od szprota

Nasi rybacy łowią coraz mniej. Narzekają na rząd i Unię Europejską. Natomiast właściciele przetwórni coraz lepiej prosperują i wychwalają Unię pod niebiosa.
JR/Polityka

Doktor Emil Kuzebski z Morskiego Instytutu Rybackiego (MIR) w Gdyni podchodzi ze zrozumieniem do rybackich lamentów. – Oni czują się uciskani z powodu limitów. Zwłaszcza limity połowu dorszy (na których można zarobić najlepiej) są coraz niższe, a okresy ochronne coraz dłuższe. W ten sposób Komisja Europejska chce bronić Bałtyku przed wyeksploatowaniem. Jeżeli już do tego dojdzie, potem trzeba dziesiątków lat, żeby odbudować gatunek.

Za wydłużone okresy ochronne rybacy dostają rekompensaty, i to sowite. Ich sytuację ekonomiczną miała też poprawić operacja złomowania kutrów i łodzi. Jeśli jest mniej rybaków, można im przydzielać większą pulę ryb. Operację złomowania sfinansowała w lwiej części Unia Europejska. Odszkodowania były na tyle korzystne, że chętnych nie brakowało.

Wśród kutrów wycofanych z morza za mało jednak było tych, które łowiły dorsze, a za dużo tych, które zarzucały sieci na szproty i śledzie. W rezultacie, w 2006 r. Polska wykorzystała zaledwie 45 proc. swojego szprotowego limitu, a łowców dorszy jest ciągle za dużo.

Według ocen Brukseli, Polacy łowią niemal dwukrotnie więcej dorszy, niż wynoszą limity. Następni w tej statystyce Szwedzi – 21,4 proc. Rybacy po cichu przyznają, że kłusują, ale skarżą się też, że naukowcy nie potrafią prawidłowo oszacować zasobów Bałtyku. Domagają się, żeby „urealnili” dane i zwiększyli limity.

Łososiem w Duńczyka

O rybakach wciąż głośno i konsumenci pewnie wierzą, że bez nich na polskich stołach nie byłoby ryb. Tymczasem jemy ich już cztery razy więcej, niż oni łowią. W 2005 r. polscy rybacy zarobili 190 mln zł, hodowcy ryb – 300 mln, a przetwórnie aż 3,3 mld. Całe przetwórstwo rybne miało przychody wyższe aniżeli trzy wielkie stocznie – gdyńska, gdańska i szczecińska nowa razem wzięte.

Polityka 13.2007 (2598) z dnia 31.03.2007; Rynek; s. 40
Reklama