Nad wejściem do Pałacu Prezydenckiego, dokąd nowi członkowie gabinetu przybyli, by odebrać nominacje, śmiało mógł zawisnąć transparent: „Witajcie w IV RP”. IV RP jako projekt polityczny grupy intelektualistów i polityków miała być odpowiedzią na niedostatki i patologie procesu transformacji. Ostatecznie, 5 maja tuż po godz. 16, pojawiła się jako karykatura tych idei.
Tak to bywa, gdy dla potrzeb politycznych lub z powodu własnych frustracji opisuje się rzeczywistość emocjonalnie i w barwach przejaskrawionych. Pomysł budowy nowego państwa oparty na nieprawdziwej diagnozie, że cała polska transformacja jest jedną wielką patologią, a kraj opanowany został przez wszechmocny Układ, często o charakterze przestępczym, kończy się egzotycznym, rok temu niewyobrażalnym, rządowym sojuszem sił radykalnych, antyeuropejskich i nacjonalistycznych, czasem mocno zakorzenionych, a mentalnie wręcz przynależnych do PRL. Używając cytatu z Andrzeja Leppera, można powiedzieć, że III RP właśnie dostała w papę. Nie ma więc przesady w stwierdzeniu, że jest to zmiana przełomowa.
Po raz pierwszy koalicję rządową tworzą ugrupowania wyłącznie prawicowe, skrajnie prawicowe i populistyczne.
Po raz pierwszy powstała koalicja ponad historycznym podziałem na obóz postkomunistyczny i postsolidarnościowy.
Po raz pierwszy ugrupowania tworzące rząd są tak bardzo eurosceptyczne.
Po raz pierwszy koalicja nie zawiera żadnego elementu kontynuacji, przeciwnie – jej hasłem jest odejście od dotychczasowych kierunków polskich reform gospodarczych, ale także politycznych, najdobitniej wyrażane hasłem wywrócenia Okrągłego Stołu.
Po raz pierwszy w programie koalicji dominuje nurt rozliczenia przeszłości i to nie tylko tej z czasów PRL, ale przede wszystkim właśnie 16 lat polskiej transformacji.