Ojciec Marian miał tyle razy do czynienia ze śmiercią za młodu, że na stare lata pogodnie patrzył w przyszłość. „Doświadczenie uczy, że umierają inni, a my żyjemy”. Przyszła po niego w niedzielę o pierwszej po południu.
Śmierć chwyciła go 100 metrów od samochodu, którym z kolonii trędowatych miał wrócić do swego aśramu. Nie wiedząc, że tego dnia umrze, pożegnał się z trędowatymi. Śpiewali razem pieśni religijne w języku hindi i orija. „Kto dobrze śpiewa, dwa razy się modli”. Pojechał do leprozorium podarowanym mu przez Polaków dżipem, sam prowadząc. Kiedy prowadził – śpiewał zazwyczaj swoją ulubioną piosenkę „Jak dobrze nam zdobywać góry”. Pamiętał ją z czasów harcerstwa, ale w pobliżu Himalajów, gdzie mieszka tylu bogów hinduskiego panteonu, znaczyła dla niego wiele więcej.
Polityka
19.2006
(2553) z dnia 13.05.2006;
Wspomnienie;
s. 108