Archiwum Polityki

Tańczymy jak za dawnych lat

Na początku 1606 r. Zygmunt III obsadził, tak mu się przynajmniej wydawało, wszystkie kluczowe stanowiska w państwie. Stronnictwo królewskie było więc pewne siebie i pełne reformatorskich pomysłów mających kraj przeorać i definitywnie przekształcić. Zamiary miało ogromne. Chodziło przede wszystkim o rekatolicyzację Polski, wzmocnienie władzy centralnej i walkę z nadużyciami (nie znano wtedy jeszcze w Rzeczypospolitej pojęcia korupcja, które w zachodniej Europie pojawia się już w XIV w., jednak bardziej w sensie: psucie, niszczenie niż przekupstwo). Paweł Jasienica pisze, iż „żadna reforma ani najbardziej pożyteczna tendencja nie urzeczywistniła się nigdy i nigdzie sama, bez udziału ludzi świadomych celu i umiejących działać skutecznie”. Są to jednak krytykanckie słowa historyka o wieki późniejszego.

Otoczenie Zygmunta III wiedziało swoje. Sam król byłby może ostrożniejszy. Cóż z tego, kiedy miał zaufanego doradcę. Był nim kaznodzieja Piotr Skarga, uchodzący wśród części szlachty za proroka bez mała, który dzięki ambonie i pismom ulotnym stał się, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, fenomenem medialnym swojej epoki. Cóż miał ksiądz Skarga Zygmuntowi do powiedzenia? Zacytujmy z „Kazań sejmowych”: „Lecz herezyje ojca mają odstępstwo, a matkę nieposłuszeństwo. Bo nigdy by heretykami nie byli, gdyby od Kościoła nie odstąpili, gdyby słuchali ojców u których się urodzili, gdyby pysznymi nie byli. (...) Na koniec to się przydaje, iż natury heretyckie, będąc srogie i na krwie ludzkiej rozlanie okrutne i skwapliwe, towarzystwo ludzie rozrywają, a katolickie natury, będąc łaskawe i ciche, lepiej towarzystwu ludzkiemu służą i ono spajają.

Polityka 19.2006 (2553) z dnia 13.05.2006; Stomma; s. 120
Reklama