Wszystko zaczęło się od fotografii, którą przyniosła matka Muhammada zaraz po powrocie z pielgrzymki do Mekki. Z kolorowej, amatorskiej odbitki spoglądała kobieta o ciemnych, wesołych oczach i starannym makijażu. Nosiła różową, koronkową bluzkę z krótkim rękawem. Tak Muhammad zobaczył po raz pierwszy Dżalilę. Postać nie bardzo pasującą do otoczenia, w którym rodzina Muhammada mieszkała od pokoleń. W arabskich wsiach wspinających się białymi domami na wzgórza po obu stronach wąwozu Ara, na trasie z Tel Awiwu do Nazaretu, starsze kobiety wciąż jeszcze chodzą zakwefione, a żadna młódka nie odważyłaby się uszminkować ust. Zaś koronkowa, trochę przezroczysta bluzka – to już prawdziwe bluźnierstwo.
Męski wybór
Ale, o dziwo, matka nie wydawała się być zszokowana. Była stara i wystarczająco doświadczona, aby wiedzieć, że w wyjątkowych sytuacjach cel uświęca środki. Powiedziała synowi: – Wybił ci czwarty krzyżyk; skończył się czas hulanek, trzeba pomyśleć o spadkobiercy. Zbyt dużo nam się tego majątku zebrało, aby poszedł w obce ręce. Ona jest wdową po jednym z tych, co nigdy nie chodzili po prośbie. A co ważniejsze, z naszego jest klanu.
Tradycyjne struktury klanowe z czasów, gdy koczownicze plemiona wyznawców Mahometa przywędrowały w te strony z dalekiego Półwyspu Arabskiego, rozpadły się wraz z upadkiem feudalizmu, ale nigdy nie wyzbtły się rodzinnej solidarności. Jądrem klanu jest sto, nieraz dwieście rodzin wyrastających z tego samego drzewa genealogicznego; otokę stanowią setki spowinowaconych, czasami tylko zaprzyjaźnionych domów. W demokratycznym Izraelu system zatracił patriarchalny charakter, ale utrzymał, przynajmniej częściowo, troskę o wspólnotę interesów. Większość małżeństw w muzułmańskiej, wiejskiej społeczności koligacona jest wewnątrz tej wspólnoty.