W starych kronikach norweskich zachowały się notatki i ryciny świadczące o tym, że już w XVIII w. narciarze fruwali w powietrzu, pokonując nierówności terenowe. Były to jednak krótkie, kilkumetrowe skoki. Narciarskim Dedalem, który wyprzedził ojca szybownictwa Otto Lilienthala (w 1891 r. przeleciał na „skrzydłach nietoperza” 15 m), był cieśla ze wsi Morgedal. Nazywał się Sandre Nordheim. W swoim warsztacie przygotował narty i wiązania dostosowane do skoków. Kiedy w 1868 r. Christiania Ski-Club ogłosił, iż w Brukenbergu odbędą się pierwsze oficjalne zawody, zgłosili się śmiałkowie z całej okolicy. Nordheim cztery dni wędrował ze swej wsi, aby stanąć na starcie. Wysiłek się opłacił, pokonał rywali i z wynikiem 19 m wpisał się – jako pierwszy – na listę rekordzistów świata. Do dnia dzisiejszego jego nazwisko figuruje w oficjalnych kronikach FIS. Sandre Nordheim zadziwił wszystkich nie tylko fantastycznym – jak pisała prasa – wynikiem, ale także stylem. Jako pierwszy skakał bez kijków, a po wylądowaniu zatrzymywał się efektownym skrętem, który nazywano telemarkiem.
Zaczęło się w Holmenkollen
Król Norwegii ufundował specjalny puchar dla najlepszego zawodnika w biegach i skokach nazwanych wpierw kombinacją klasyczną, a potem norweską. Największą popularnością cieszyły się jednak skoki. W 1889 r. na gruntach chłopa o nazwisku Holm wybudowano pod Oslo nową skocznię z miejscami dla widzów. Dzisiaj jest to sławne w świecie centrum narciarskie Holmenkollen. Tradycyjne zawody Tydzień Holmenkollen, w których występowali także przedstawiciele rodziny królewskiej, były wydarzeniem nie tylko sportowym, ale i towarzyskim.