Archiwum Polityki

Bomba w turbanie

Wolność prasy nie oznacza, że wszystko wolno

Na jednym z rysunków groźnie patrzący brodacz trzyma w turbanie bombę z zapalonym lontem. Na innym – imam mówi do tłoczących się w kolejce do islamskiego raju terrorystów-samobójców: – Dosyć, dziewice już nam się skończyły! Takich dwanaście karykatur ukazało się w duńskiej gazecie „Jyllands-Posten” we wrześniu; wybuchły niczym bomba z opóźnionym zapłonem cztery miesiące później muzułmańskim „dniem międzynarodowego gniewu”.

Zachód zareagował dwojako. Z jednej strony ruszyła fala solidarności z duńskimi dziennikarzami. Karykatury przedrukowały gazety w Norwegii, Szwecji, Niemczech, Francji, Holandii, Belgii, a także „Rzeczpospolita”. Paryska bulwarówka „France Soir” swą polemikę z muzułmańskim seansem oburzenia zatytułowała: „Wolterze pomóż, bo oni zwariowali”. A w komentarzu postawiono kropkę nad i. Świeckiemu społeczeństwu nie mogą być narzucane żadne dogmaty religijne. My to już mamy za sobą, inkwizycję, palenie książek, noc św. Bartłomieja. Nie wolno kapitulować przed fanatyzmem. Ale wydawcą „France Soir” jest Egipcjanin Raymond Lakah i z miejsca zwolnił redaktora naczelnego gazety Jacques’a Lefranca. Również francuska sieć domów handlowych Carrefour szybko ogłosiła, że nie wysyła do Arabii Saudyjskiej duńskich towarów.

Z drugiej strony zarówno „Jyllands-Posten”, jak i premier Danii, a u nas minister spraw zagranicznych Stefan Meller przeprosili muzułmanów za publikacje. Watykański kardynał Achille Silvestrini powiedział, że wprawdzie można kpić z księży i muzułmańskich obyczajów, ale nie z Boga, Koranu czy Mahometa. Ostrożniej wypowiedział się arcybiskup Hamburga Werner Thissen: „Satyra i żart, dowcip i humor są częścią globalnego porozumiewania się”.

Polityka 6.2006 (2541) z dnia 11.02.2006; Komentarze; s. 19
Reklama