Rożki, stożki, rolady, tubki, kanapki, pod nazwami Extasa, Grucha, Truskawa, wystrzałowy Bomber, komputerowy Bajt, Śnieżna Kroma i tysiące innych. Zmordowany słońcem klient stając przed lodówką w byle sklepiku ma dziś bogaty i rozkoszny wybór, zarówno jeśli chodzi o formę jak i treść: smurfowy w czekoladowej polewie z orzechową posypką – na patyku, rożek cornetto-cappuccino, a może – podążając za tegoroczną modą – kula o smaku tiramisu.
Z sentymentem może wspominać czasy, kiedy smakowe dylematy ograniczały się do zmrożonej białej wody z automatów oraz lodów Bambino i Calypso, obecnie produkowanych przez Łódzką Spółdzielnię Mleczarską (Bambino) i gdański Lodmor (Calypso). „Od początku produkcji co roku szczytowym dniem spożycia Calypso jest 1 maja” – mówił w 1968 r. dyrektor Chłodni Składowych Gdańsk-Gdynia w wywiadzie dla „Życia Warszawy”. Nieliczne klientki warszawskiej kawiarni Horteksu nie mogą już liczyć na koktajlowy puchar Melby lub Ambrozji. Hortex, który w PRL raczył Polaków lodowym luksusem, obecnie produkuje soki i mrożonki. Na lody zaś nie chadza się już do kawiarni. W erze lodowej obfitości karmi nas nimi przede wszystkim wielka czwórka: Algida (marka lodów koncernu Unilever), Schöller (niemiecka firma należy do koncernu Nestle), nowosądecki Koral braci Koralów oraz warszawska Zielona Budka rodziny Grycanów (większościowy akcjonariusz to obecnie Enterprise Investors).
Żytnia, Seicento i lody Maryla
„Na lody Koral zawsze jest pora” – zapewniała tego lata Maryla Rodowicz, gwiazda wielopokoleniowa, która swoim niemal nastoletnim obliczem miała w sklepie przyciągnąć uwagę zarówno wnuczka jak i dziadka.