Archiwum Polityki

Kładka ministra Kołodki

Kto najbardziej skorzysta z kosztownego systemu gwarancji i poręczeń, znajdujących się w tak zwanym pakiecie Kołodki? Te przedsiębiorstwa, które same nie potrafiły przekonać banków, żeby udzieliły im kredytów, były dla nich niewiarygodne. Jeśli teraz pożyczkodawca zmieni zdanie, to dlatego, że już się nie boi – w razie wpadki, zapłaci żyrant, czyli państwo. Poręczenie okaże się dotacją, niekoniecznie zaadresowaną do tych, którzy potrafią ją najlepiej wykorzystać.

Prawdopodobieństwo takiego właśnie obrotu sprawy jest tym większe, że o tym kogo i na jaką sumę wspierać, decydować będą urzędnicy. Obsadzani z klucza partyjnego siłą rzeczy bardziej wrażliwi nie na walory planu restrukturyzacji – który ma być warunkiem uzyskania pomocy – lecz na argumenty polityczne. A ponieważ ich odpowiedzialność za podjęcie złej decyzji jest znikoma, system pomocy może się okazać nad wyraz korupcjogenny.

Czyli, co? Państwo ma bezczynnie patrzeć, jak firmy padają bez pomocnej ręki? Przecież w kolejce po kredyt nawet dobre przedsiębiorstwa, mające atrakcyjny, niedrogi towar i odbiorców, przegrywają z... budżetem. Banki wolą bowiem za swoje pieniądze kupić dobrze oprocentowane papiery skarbowe, niż udzielać kredytów borykającym się z kryzysem przedsiębiorstwom.

Co powinno więc zrobić państwo, jeśli – z jednej strony – gotowe jest przeznaczyć na wsparcie przemysłu spore publiczne środki, ale – z drugiej – chciałoby zabezpieczyć się przed ich zmarnowaniem? Może przeznaczyć je, zamiast na poręczenia i gwarancje, na założenie banku inwestycyjnego z prawdziwego zdarzenia. Który będzie udzielał tanich kredytów, ale – mimo wszystko – na warunkach rynkowych. Czyli – po wnikliwej i rzetelnej ocenie przedstawianych mu planów ratunkowych.

Polityka 34.2002 (2364) z dnia 24.08.2002; Komentarze; s. 16
Reklama