Osobliwy antyfestiwal, zatytułowany „Jądro ciemności”, został zorganizowany w znanym z kontrowersyjnych pomysłów warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej. Na imprezie pokazano 10 uznanych za najgorsze polskich filmów epoki stanu wojennego, m.in. takie arcydzieła kiczu jak: „Klątwa Doliny Węży” i „Powrót wilczycy” Marka Piestraka oraz „Lubię nietoperze” Grzegorza Warchoła. Po zakończeniu przeglądu odbył się plebiscyt. Publiczność w wieku 20–25 lat przyznała honorowy tytuł największego knota lat 80. „Miłości z listy przebojów” Marka Nowickiego, filmowi muzycznemu „na granicy zdziecinniałej kakofonii” – jak trafnie go niegdyś ocenił nieodżałowany Krzysztof Mętrak.
Zainteresowanie, jakie w sezonie ogórkowym wzbudziła ta impreza, przeszło najśmielsze oczekiwania, także organizatorów. Trudno było nie zauważyć, że publiczność, która przyszła do Zamku Ujazdowskiego, bawiła się na pokazywanych filmach jak na najlepszych komediach Barei i Piwowskiego. Warszawskie Kino.Lab było oblegane. Przed pokazami gromadziły się masy młodych, inteligentnych ludzi, którzy z żalem odchodzili od kasy, jako że stale brakowało biletów. W dodatku przeglądowi towarzyszyła wrzawa medialna podkręcana obietnicą ogólnonarodowego głosowania na najgorszy film polski wszech czasów. Zmasowana akcja została uwieńczona uroczystym ogłoszeniem nazwiska laureata. Nieoczekiwanie został nim wybitny skądinąd reżyser i nasz felietonista Krzysztof Zanussi, którego wyróżniono za film „Damski interes”. Niektórym zabawa w wybieranie najgorszego tytułu może się wydać jałowa. Czy nie lepiej spuścić kurtynę milczenia na cały ten chłam, przypominając retoryczne pytanie Wojciecha Marczewskiego: „Drodzy koledzy, czy musieliście wszystkie te filmy nakręcić?