Archiwum Polityki

Głową we wschodnią ścianę

Bruksela nas podliczyła: pięć najbiedniejszych regionów Unii Europejskiej to polskie województwa: lubelskie, podkarpackie, podlaskie, świętokrzyskie i warmińsko-mazurskie. Produkt krajowy brutto jest tutaj najniższy na całym obszarze Wspólnoty. Trzy nasze najuboższe regiony tworzą dziś wschodnią granicę wspólnej Europy.

W najbiedniejszych, na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu, dochód na głowę jednego mieszkańca wynosi 3538 euro rocznie, czyli 33 proc. średniej unijnej. Podlasie, Świętokrzyskie, Warmia i Mazury depczą im po piętach. W pozostałych dziewięciu nowych krajach Unii nie ma tak ubogich regionów. Dlaczego województwa wschodnie są rezerwatem ubóstwa? Czy tak już zostanie?

Nie można tu przyłożyć jednej miary, choć wiele elementów można porównać. Choćby historię: za regionem wschodnim wlecze się zacofanie cywilizacyjne i gospodarcze zaboru rosyjskiego. To zapóźnienie jest niczym piętno: na wschód od Wisły wszystko było inne, krajobraz, rolnictwo, przemysł. A zwłaszcza mentalność ludzi. Dawna Kongresówka różni się nadal od reszty kraju. Jeśli za miarę ubóstwa przyjąć liczbę dachów pokrytych eternitem, to tutaj jest ich najwięcej.

W tym czasie Podkarpacie miało galicyjską biedę, która nadal kładzie się tu głębokim cieniem. Z regionu wyruszyła za chlebem największa emigracja, ale to dzięki niej zamieniono strzechy na dachówkę.

Bezlitosne liczby

Nie można wszystkiego, co złe, zrzucać na zaborców; obecna bieda to także rezultat powojennych zapóźnień PRL, braku pieniędzy na inwestycje i zaniedbaną infrastrukturę. Region jest słabo zurbanizowany i nieuprzemysłowiony – zauważa Krzysztof Kołtyś, burmistrz Janowa Lubelskiego. Janów ma najniższe dochody ze wszystkich miast województwa lubelskiego. Za to w zdobywaniu unijnych funduszy od lat jest krajowym prymusem.

Lubelskie, jak cały pas wschodni (nazywany kiedyś ścianą wschodnią), jest obszarem wiejskim, ale nie rolniczym w pełnym tego słowa znaczeniu. Gospodarstwa, dzielone od pokoleń, są zbyt małe, żeby prowadzić rynkową gospodarkę. Widać to nadal, gdy przyjrzeć się zabudowie: na wąskich skrawkach domy stoją „na mituśkę”, czyli krótszym bokiem do ulicy.

Polityka 26.2006 (2560) z dnia 01.07.2006; Raport; s. 4
Reklama