Przetarg na nowy samolot wielozadaniowy już został okrzyknięty kontraktem tysiąclecia. Zapewnia on zwycięzcy, a został nim koncern lotniczy Lockheed Martin, dopływ z państwowej kasy aż 200 mld dolarów. To prawie pięciokrotnie więcej niż wynosi planowany na 2002 r. budżet Polski. Tyle właśnie zapłacą same Stany Zjednoczone i Wielka Brytania (która też uczestniczy w przedsięwzięciu) za dostawy ponad 3 tys. samolotów. Jednak maszynami nowej generacji, które trafią do armii dopiero około 2010 r., są też zainteresowane inne państwa: Holandia, Belgia, Norwegia, Portugalia i Turcja. Zamówienia z ich strony oznaczać będą kolejne miliardy dolarów, które wpłyną na konto Lockheeda. Co najważniejsze jednak nowy samolot wielozadaniowy będzie służył w lotnictwie wojskowym mniej więcej do 2050 r., więc amerykański koncern może nie martwić się o swój byt aż do połowy obecnego stulecia.
Zmiana strategii
Dlaczego Amerykanie chcą wydać aż tak ogromne pieniądze na budowę nowego samolotu? Po pierwsze wraz z zakończeniem zimnej wojny podjęto decyzję o rewizji dotychczasowych długofalowych planów dotyczących organizacji i wyposażenia sił zbrojnych. Zdaniem wojskowych analityków w najbliższych dziesięcioleciach na świecie będzie dochodziło do licznych konfliktów zbrojnych, ale o charakterze lokalnym.
Oznacza to, że armia USA, występująca w roli światowego żandarma i broniąca interesów Ameryki w rozmaitych zakątkach globu, zostanie zmuszona do szybkiej koncentracji sił i interwencji w wielu odległych od siebie rejonach świata. Do tego potrzebne są m.in. samoloty, które będą zdolne do błyskawicznych, precyzyjnych ataków i neutralizacji sił wroga z minimalnymi stratami własnymi oraz wśród ludności cywilnej.