Archiwum Polityki

Więcej Finlandii w Irlandii

Michał Boni, sekretarz stanu w Kancelarii Premiera

Jacek Żakowski: – Co zrobić z bałaganem, który wybuchł w ostatnich tygodniach?

Michał Boni: – Od ręki się tego nie załatwi. Bo odsłoniła się nowa sytuacja. Transformacja się skończyła, gospodarka się zmieniła, a sfera budżetowa została niemal bez zmian. Oczekiwania są rynkowe, a instytucje publiczne są biurokratyczne.

I zabiedzone.

Ale nie mam problemu, by powiedzieć działaczom, że budżet na ten rok jest zamknięty, chociaż wiem, że presja płacowa jest uzasadniona. Żeby problem rozwiązać rozsądnie, trzeba uzgodnić, jaka powinna być relacja płac do efektu pracy. Na przykład pracy nauczyciela, który od przyszłego roku będzie realizował filozofię programową dostosowaną do współczesnych potrzeb. Bo w umiejętności czytania Polska jest na 10 miejscu, ale w umiejętności myślenia doświadczalnego – na 24. Chcemy za osiem lat i pod tym względem być na 10 miejscu. Tego się nie osiągnie bez zaangażowania nauczycieli.

O co trudno przy tych płacach.

Podatnicy powinni płacić za efekty. Wyższa edukacja też wymaga zarazem większych nakładów i racjonalizacji. Struktura kształcenia jest dysfunkcjonalna. Wiele kierunków produkuje głównie frustracje i bezrobocie, a na lekarzy i inżynierów praca czeka. Tyko 15 proc. studentów uczy się zawodów technicznych. A powinno 30 proc.

Studia techniczne i medyczne są dużo droższe niż marketing albo psychologia. Ich się nie da finansować z czesnego.

Najpierw trzeba sporo wydać na przebudowę systemu szkolnego.

A potem na politechniki.

Możemy się wspomóc pieniędzmi unijnymi, samorządowymi i także prywatnymi. Musimy stworzyć publiczno-prywatne konsorcja współfinansujące rozwój szkolnictwa technicznego z udziałem przyszłych pracodawców.

Polityka 8.2008 (2642) z dnia 23.02.2008; Rozmowa Polityki; s. 14
Reklama