Archiwum Polityki

Głupie szczęście i inne nieszczęścia

Poziom tegorocznego berlińskiego festiwalu był średni, tym bardziej więc szkoda, że głównej nagrody nie dostał żaden z dwóch najlepszych filmów – ani nasz „Katyń”, ani amerykański „Aż poleje się krew”. Ale kto powiedział, że na festiwalach muszą wygrywać filmy najlepsze?

Szef jury, francuski reżyser Costa-Gavras, uchodzi za artystę bardzo postępowego, dlatego zapewne nie miał zamiaru nagradzać Złotym Niedźwiedziem filmów z głównego nurtu, takich na przykład jak amerykańska epopeja „Aż poleje się krew”, która kandyduje do głównego Oscara, a w Berlinie była faworytem krytyków. Wprawdzie reżyser Paul Thomas Anderson dostał (tylko) Srebrnego Niedźwiedzia, ale już aktor Daniel Day-Lewis, który stworzył wielką kreację i prawdopodobnie za tydzień odbierze nagrodę Amerykańskiej Akademii, został pominięty. Takie werdykty nie przynoszą chwały festiwalowi, ale to już zmartwienie jego dyrekcji. Zresztą nie jedyne. Berlinale ma wyraźne kłopoty z utrzymaniem profilu: z jednej strony chce być bowiem nadal miejscem prezentacji ambitnego, społecznego kina, także reprezentującego peryferia biznesu filmowego, z drugiej zaś próbuje robić konkurencję gwiazdorskiemu Cannes. Dlatego w tym roku na inaugurację mieliśmy Rolling Stonesów w filmie Martina Scorsese „Shine A Light”, a potem Madonnę z pozakonkursowym debiutem reżyserskim „Filth And Wisdom”. Popgwiazda przyjmowana była entuzjastycznie, a jej zdjęcia znalazły się na pierwszych stronach chyba wszystkich niemieckich gazet. Także poza konkursem pokazano film „The Other Boleyn Girl”, chyba głównie po to, aby po czerwonym dywanie mogły przejść się gwiazdy Scarlett Johansson i Natalie Portman. Zmarznięci berlińczycy stali godzinami przed hotelem, aby zobaczyć celebrytów wsiadających do limuzyn. A w tym czasie odbywały się pokazy filmów konkursowych w zdecydowanie mniej gwiazdorskiej obsadzie.

Na przykład nagrodzony Złotym Niedźwiedziem brazylijski „Oddział elitarny” w reżyserii José Padilhy, który przyznał, że początkowo chciał zrobić dokument o narkotykowym biznesie, ale kiedy zapoznał się bliżej ze zjawiskiem, zrozumiał, że może to być przedsięwzięcie obarczone zbyt wielkim ryzykiem i dlatego zdecydował się na fabułę.

Polityka 8.2008 (2642) z dnia 23.02.2008; Ludzie; s. 92
Reklama