Palenie szkodzi. To stwierdzenie, poparte rozlicznymi badaniami, nie podlega dzisiaj dyskusji. Szkodzi palenie czynne jak i bierne. A jednak jedna trzecia mieszkańców globu pali. Podobny odsetek Europejczyków zalicza się do nałogowych palaczy. W Polsce w 2005 r. ponad 8 mln palących (30 proc. dorosłych mieszkańców) puściło z dymem 74 mld sztuk papierosów. Wydali na to prawie 15 mld zł, z czego 10,3 mld zł zainkasowało państwo w formie akcyzy. Statystyki te nie uwzględniają przemytu zza wschodniej granicy ani zakupów w strefach wolnocłowych.
Po drugiej stronie barykady jest w Polsce 30 mln ludzi niepalących. Ta druga strona – nawet nie dlatego, że jest w większości – ma prawo do czystego powietrza, nieskażonego smrodem peta, fajki lub cygara. Czy niepalący i nałogowcy mogą sobie ułożyć pokojowe współistnienie? Będzie ciężko.
Tym bardziej że w całej Europie problem robi się coraz bardziej palący. Za przykładem Irlandii, w której nieszczęśni palacze sterczą pod pubami i restauracjami od marca 2004 r., poszły Szwecja, Norwegia, Włochy i Szkocja. Surowym dyrektywom Komisji Europejskiej w sprawie palenia opiera się jeszcze kilka krajów – m.in. Niemcy, Belgia, Austria, Hiszpania. Lecz pewnie niedługo, skoro np. za lekceważenie przepisów o reklamie wyrobów tytoniowych Komisja gotowa jest stawiać członków UE pod sąd. Ostatnio wielkie konsultacje w sprawie antynikotynowych rygorów zapowiedziano we Francji. W Polsce Ministerstwo Zdrowia twierdzi, że pracuje nad zmianą ustawy regulującej palenie i niepalenie w zakładach gastronomicznych i zaznacza, że ma poparcie wszystkich ugrupowań politycznych.
Kiedy w 1996 r. weszła w życie ustawa o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu (z 9 listopada 1995 r.), wielu pracodawców i administratorów budynków skwapliwie skorzystało z zapisu o zakazie palenia w pomieszczeniach zamkniętych zakładów pracy i w obiektach użyteczności publicznej.