Jak udrożnić zwężone z powodu miażdżycy tętnice i uratować pacjenta przed zawałem serca, udarem mózgu albo utratą nogi? Sposobów jest kilka, ale nikt się chyba nie spodziewał, że różnorodność metod może skłócić polskich medyków. Konkretnie – chirurgów naczyniowych z kardiologami inwazyjnymi. Ci pierwsi odmawiają tym drugim prawa do wykonywania zabiegów rozszerzania naczyń (tzw. angioplastyki) poza sercem.
Konsultanci kontra konsultanci
28 marca Narodowy Fundusz Zdrowia wykreślił zabieg z katalogu świadczeń kardiologicznych, co oznacza, że nie wolno go wykonywać w ośrodkach zajmujących się leczeniem zawałów serca i choroby wieńcowej. Decyzja była zaskakująca, bo jeszcze w ubiegłym roku rozszerzanie tętnic nerkowych lub biodrowych w tych placówkach było dopuszczalne. Jerzy Chajdas, naczelnik wydziału kontraktowania świadczeń, przyznaje dziś, że dyrektorzy oddziałów NFZ finansowali te zabiegi nieformalnie, ponieważ system informatyczny nie był uschematyzowany według madycznych specjalności. Odkąd jest on dokładniejszy – odstępstw nie będzie, a więc kardiologom pozostaje tylko likwidowanie powikłań miażdżycy w tętnicach wieńcowych i szyjnych (chodzi o zapobieganie udarom, gdy zwężone naczynie w szyi odcina dopływ krwi do mózgu). Czyżby lekarze tej specjalności nie mieli wystarczających umiejętności do udrażniania wszystkich naczyń?
Docent Adam Witkowski, przewodniczący Sekcji Kardiologii Inwazyjnej Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, już od 20 lat leczy chorobę niedokrwienną serca wykonując zabiegi angioplastyki wieńcowej. Jego mistrzem był prof. Witold Rużyłło z Instytutu Kardiologii w Aninie, który 25 lat temu pierwszy przeprowadził w Polsce taki zabieg, wprowadzając cewnik przez tętnicę w pachwinie. Umieszczenie na końcu cewnika balonika, który z siłą kilkunastu atmosfer (w kołach samochodowych są zaledwie dwie!