Matczyne psy stosunek do telewizji mają czytelny. Seriale oglądają z ciekawością, programy medyczne przesypiają, na dźwięk bawarskiej muzyki ludowej wzgardliwie opuszczają pokój, przy debatach politycznych ogarnia je szał. Losy bohaterów „Mody na sukces” i „Plebanii” – te dwa seriale matka ogląda regularnie – są najwyraźniej kundlom bliskie; medyczne odkrycia uczonych niemieckich raczej im wiszą, bawarskie „festy” budzą ich niechęć; na widok Andrzeja Leppera na ekranie ogarnia je wścieklizna. Nie rzucają się wtedy – jak można by sądzić – na telewizor, jakby pragnęły wodzowi Samoobrony poszarpać portki – rzucają się na siebie; jakby różniły się poglądami politycznymi; jakby nagle uświadamiały sobie, że należą do różnych stronnictw.
Który matczyny pies którą opcję popiera – bez złośliwości – ustalić trudno; jakkolwiek to brzmi: psy te nie są orłami. Młodszy nawet łapy nie podaje – za mała przesłanka, by sądzić, że jest z Platformy Obywatelskiej. Oba na dobra doczesne łakome są potwornie – za mało, by im przypisywać gen Samoobrony. Wychowane w luterskim domu – raczej nie popierają Ligi Polskich Rodzin; chyba że cichcem. Podobne do siebie – byłyżby z PiS? Za łatwa koniunkcja. Tym bardziej że starszy (przywódca?) łapę z kolei podaje przyjaźnie, ma skłonność do bratania się z każdym; ogonem merda bezkrytycznie i permanentnie – trudno mu jakąś polityczną przebiegłość przypisywać (o demoniczności nie wspominając). Raczej zalatuje ta pierdołowata dobrotliwość lewicą – choć i tu zawodzi ścisłość analogii. Raxi bardziej na starego, a teraz pełnego komuszego wyrozumienia, działacza wygląda niż na rzutkiego zausznika przewodniczącego Olejniczaka.