Miejscem, gdzie bije serce Śląska Opolskiego, jest Góra św. Anny, święta góra trzech narodów. Śląsk był częścią państwa Piastów, potem ponad 200 lat należał do Czech i Moraw, ponad 200 do Austrii, prawie 200 do Prus, a po 1945 r. wrócił do Polski. Ta przeszłość zdecydowała, że dzisiejsza Opolszczyzna to kraina o trzech wymiarach kulturowych: morawskim, polskim i niemieckim.
Śląska Szwajcaria
Góra św. Anny to czynny kiedyś wulkan, a dziś najsłynniejsze sanktuarium górnośląskie, na które składają się gotycko-barokowa bazylika z cudowną figurką św. Anny Samotrzeciej z XV w., barokowy klasztor ojców franciszkanów, trzy kościółki i 37 kaplic kalwaryjskich. Tu Górnoślązacy zawsze mogli czuć się naprawdę u siebie, obojętnie, czy odezwali się po polsku, po niemiecku, po czesku, czy po prostu po śląsku. Święta Anna zawsze odpowiadała każdemu w języku jego serca, bez żadnych politycznych podtekstów. W języku serca, w którym ludzie się modlą, liczą i, niestety, przeklinają.
Nas, Ślązaków, podobnie jak galilejczyków, zdradza język. Dlatego często byliśmy obywatelami drugiej kategorii , dla Niemców „Wasserpolakami”, a po 1945 r. zakapturzonymi Niemcami czy wprost hitlerowcami. Po 1989 r. znów zaczynamy wracać do tej wielokulturowości, której ślady chciano zatrzeć najpierw po 1933 r., likwidując na Opolszczyźnie wszelkie ślady polskie i morawskie, a potem po 1945 r., kiedy bezwzględnie likwidowano wszelkie ślady niemieckie. Wtedy na Górze św. Anny, na miejscu wysadzonego w powietrze pomnika poświęconego powstańcom niemieckim, powstał pomnik Czynu Powstańczego Xawerego Dunikowskiego. Pomnik stoi przy wykutym w bazaltowej skale nazistowskim amfiteatrze, który mógł jednorazowo pomieścić 30 tys. ludzi. Przez władze komunistyczne kamienny amfiteatr był wykorzystywany do organizowania masówek, dziwnym trafem odbywających się akurat zawsze wtedy, gdy w klasztorze odbywały się pielgrzymki czy procesje kalwaryjskie.