Archiwum Polityki

Danse macabre

Miały dotrwać dwie, góra trzy pary – tak przewidywali organizatorzy Kaliskiego Maratonu Tańca. Nie przypuszczali, że nagroda w wysokości 10 tys. zł wyzwoli w ludziach taką determinację. Po 23 godzinach tańca na parkiecie walczyła ponad połowa. Strugi potu, zaciśnięte zęby, zwolnione ruchy opuchniętych nóg, ale nikt nie chciał się poddać.

Podobno maratony tańca to rozrywka czasu recesji. Przed wojną chętnie startowali w nich bezrobotni, mieszkańcy biednych dzielnic Warszawy i Łodzi. Dobrze znała je Ameryka czasów wielkiego kryzysu. Wtedy właśnie powstała książka Horace`a McCoy’a „Czyż nie dobija się koni”, na motywach której nakręcono słynny film z Jane Fondą i Michaelem Sarazzinem.

Gdyby kryzys rzeczywiście datować maratonami, to w Kaliszu zaczął się on w zeszłym roku. Wtedy stawka wynosiła 5 tys. zł. Do końca dotrwały trzy pary, więc organizatorzy dorzucili jeszcze tysiąc i podzielili pieniądze po równo. W tym roku zwycięzca ma być tylko jeden. Zgłosiły się 24 pary, ale jedna wycofała się w ostatniej chwili. Będą tańczyć dwa razy po 12 godz. z godzinną przerwą.

20.00, sobota

Wystartowali. Na parkiecie przeważają młodzi, ale jest też kilka par starszych. Rekordziści to para numer jedenaście: 38-letnia Marlena i 48-letni Roman. Młodzi zaczynają od brawurowych figur na środku sali, starsi raczej trzymają się narożników.

Jedenastka od początku przyjmuje strategię: dwa kroki w przód, jeden w tył na metrze kw. koło wentylatora.

– Proszę spojrzeć na niektóre twarze, zacięte, bez uśmiechu, to ci, którym najbardziej zależy na pieniądzach – wyjaśnia jeden z jurorów. – Ale są i dzieciaki z bogatych domów, które przyszły się zabawić.

Didżej przekazuje pierwsze pozdrowienia telefoniczne od rodziny, sąsiadów i znajomych oraz opinie telewidzów, którzy śledzą maraton na żywo w lokalnej kablówce.

– Do maratonu trzeba mieć tu – Andrzej, juror i ubiegłoroczny finalista, stuka się w skroń. – Nogami się tego nie wygra. Trzeba mieć strategię, nie przeszarżować na początku, ale też nie tańczyć asekuracyjnie, bo na taką nagrodę trzeba sobie zasłużyć.

Polityka 32.2002 (2362) z dnia 10.08.2002; Na własne oczy; s. 92
Reklama