Archiwum Polityki

Tony tonie

Brytyjska prasa zaczyna się już żegnać z Tonym Blairem. A w każdym razie wyraźnie daje do zrozumienia, że powinien się pożegnać z władzą. Ale nawet jeśli Blair powoli dogorywa w kraju, to Unia Europejska powinna go żałować.

W lipcu 2005 r., po krwawych zamachach w Londynie, daliśmy okładkę z entuzjastycznym pytaniem: „Dlaczego Brytania jest wielka?”, i tezą, że Tony Blair wyrasta na lidera Europy. Podziwialiśmy zimną krew Brytyjczyków w Londynie, ale szło o to, że w Europie po przegranym referendum europejskim we Francji nie widzieliśmy nikogo innego, kto chciałby ciągnąć unijny wózek.

Tak zostało. Dziś z wielkiej szóstki (tak zwana G-6, najludniejsze kraje Unii, taką formułę dyrektoriatu unijnego zaproponował francuski polityk Nicolas Sarkozy) – Jacques Chirac jest śmiertelnie ranny i blokuje wyklarowanie sytuacji aż do francuskich wyborów w maju 2007 r., pani kanclerz Merkel musi dopiero nostryfikować dyplom w polityce europejskiej i atlantyckiej, Sylvio Berlusconiego, scusi, mi dispiace, nie traktują na tym forum poważnie, Hiszpan Zapatero siedzi za Pirenejami, natomiast premier Kazimierz Marcinkiewicz, z całym dla niego szacunkiem, nie robi wrażenia polityka, którego Unia i wielka polityka cokolwiek obchodzi.

Trudno się dziwić, że Europa śpi. Bo i prawda, że Tony niewiele zdziałał. Po wygłoszeniu porywającego przemówienia w Parlamencie w Strasburgu (na początku brytyjskiej prezydencji), gdzie apelował o Unię nowoczesną, zdolną konkurować w świecie, nie wdrożył żadnych konkretów. Może to normalne, że politycy tak pojmują swoją misję? Trzeba jednak przyznać, zgodził się na zwiększenie brytyjskiej składki finansowej do Unii, przez co uratował całą tzw. perspektywę finansową (2007–2013), dzięki czemu mógł premier Marcinkiewicz powiedzieć swoje: „Yes, yes, yes”. Lecz na forum wewnętrznym Blair musiał za to zainkasować pomówienia, że zdradził brytyjski interes narodowy.

Łatwo wyliczyć czynniki zużywające Blai-ra.

Polityka 13.2006 (2548) z dnia 01.04.2006; Świat; s. 51
Reklama