Zaczęło się od głośnej w 2001 r. sprawy światłowodu przy gazociągu jamalskim i udziału w tym interesie firm związanych z Aleksandrem Gudzowatym. Lech Kaczyński, wtedy minister sprawiedliwości i prokurator generalny, doprowadził do wszczęcia prokuratorskiego śledztwa. Przy okazji kilkakrotnie skomentował sprawę dla różnych mediów. W dwóch wypowiedziach – dla Radia Zet 10 czerwca 2001 r. i dla Telewizji Puls 18 czerwca 2001 r. – szef Bartimpeksu znalazł kamień obrazy. Uznał zań konstatacje Kaczyńskiego, z których wynika, że rząd Jerzego Buzka, rugując spółki Gudzowatego z układu gospodarczego powstałego wokół gazociągu, działa w obronie suwerenności kraju: „bo to, żeby polskie przedsiębiorstwo – czytamy w stenogramie audycji Radia Zet – wszystko jedno prywatne czy państwowe, reprezentowało w istocie interesy w większym stopniu drugiej strony niż Polski, to jest to rzecz, która zakrawa na paranoję, ale jak się zna historię...”
– Nie mogę – stwierdza Gudzowaty – tolerować, jak ktoś mówi, że mam stolicę w innym kraju. Pochodzę z patriotycznej rodziny, mam dziecko i nie odpowiada mi, że się mnie przedstawia jako człowieka wrogiego Polsce. Kaczyński stosuje takie gierki, że powiedziałby więcej, gdyby nie tajemnica państwowa. Jestem zainteresowany odtajnieniem tych rewelacji w sądzie. Nie wierzę, żeby Kaczyński urodził się z nienawiścią do mnie. Jego ktoś napompował złą wiedzą. Chciałbym się dowiedzieć kto.
Dialogi profesorskie
Adwokaci biznesmena wytoczyli cztery działa. Najpierw skierowali doniesienie o przestępstwie z art. 231 kodeksu karnego. Wskazywali, że Kaczyński jako funkcjonariusz publiczny, przekraczając swoje uprawnienia, działał na szkodę przedsiębiorstwa Bartimpex.