Motto roku: Pod dachem z napisem SLD nie zgromadziły się same orły, jest tam różne ptactwo (Leszek Miller)
Największe wydarzenie
Wybory z 23 września nie tylko zmieniły układ rządzący, ale także ponad połowę tego, co zwykliśmy nazywać sceną polityczną. W wyborach wystartowało 15 komitetów partii i koalicji, ale tylko 8 udało się zarejestrować listy we wszystkich okręgach. Spodziewano się wyborów bez emocji i bez niespodzianek. Koalicja SLD-UP tak długo prowadziła w sondażach i zdobyła taką przewagę nad rywalami, iż zwycięstwo na wagę 231 mandatów, pozwalających na samodzielne rządzenie, wydawało się w zasięgu ręki. Mimo wcześniejszego majstrowania przez AWS, UW i PSL przy ordynacji, które dorobek zwycięzcy pomniejszało. Uzyskane ostatecznie 216 mandatów pozwoliłoby jedynie na sformowanie rządu mniejszościowego. Do tego zabrakło jednak odwagi.
Po czterech latach odrodziła się więc niechciana koalicja SLD-PSL z dodatkiem UP, która wyłoniła rząd premiera Leszka Millera. Fenomen wyborów z 2001 r. polegał na tym, że po raz pierwszy w wolnych wyborach III RP jedno ugrupowanie zdobyło ponad 40 proc. głosów, że do Sejmu nie weszło żadne z ugrupowań rządzących Polską przez poprzednie cztery lata, weszły natomiast zupełnie nowe lub takie, które wcześniej nawet nie mogły marzyć o wyborczym sukcesie. To było prawdziwe trzęsienie ziemi, zważywszy, że w nowym Sejmie po raz pierwszy zasiadło ponad 60 proc. posłów. Jeszcze bardziej zmienił się Senat, w którym aż 75 miejsc zdobyli kandydaci koalicji SLD-UP. Po 12 latach praktykowania demokracji okazało się, że jest to demokracja w połowie stabilna. Na dodatek ta połowa (SLD oraz PSL) wywodzi się wprost z dawnego systemu. Strona postsolidarnościowa znajduje się natomiast w stanie permanentnej rekonstrukcji.