Archiwum Polityki

Metal, plastik, laser

Rozmowa z Borisem Foltynem Kudličką, scenografem słowackim, autorem dekoracji do „Oniegina”

Kiedy reżyser nie ma koncepcji, krytycy wybrzydzając często nie zauważą nawet ciekawej scenografii. Gdy przedstawienie jest dobre, cały splendor spływa na reżysera. Rola scenografa bywa niewdzięczna...

Jesteśmy co prawda w trudniejszej sytuacji, bo nie my wybieramy reżysera, ale on nas, i nie od nas zależy temat. Scenograf jest za to pierwszym, najbliższym współpracownikiem. Bywa, że jest tylko wykonawcą cudzego pomysłu, ale zdarza się też współpraca oparta na dialogu, dla mnie osobiście o wiele ciekawsza. Scenograf jest też siłą rzeczy artystą eklektycznym, bo nie zawsze może działać w preferowanej przez siebie stylistyce.

Nie dotyczy to pana. Ma pan język wyrazisty i rozpoznawalny, ulubione „chwyty” i materiały – często typu techno: plastik, metal, świetlówki czy lasery.

Może się komuś wydać, że to mój bunt przeciwko tradycyjnemu teatrowi, a ja po prostu fascynuję się różnymi tworzywami. Postęp technologiczny jest tak wielki, że i scenografia musi przejść rewolucję. Uwielbiam też graficzność przestrzeni, ostre kontrasty. Zawsze fascynował mnie konstruktywizm rosyjski.

To widać zwłaszcza w trzecim akcie „Oniegina”.

Interesowałem się też twórczością amerykańskich ekspresjonistów abstrakcyjnych, na przykład Marka Rothko, a także malarstwem Antoniego Tapiesa. Mój ojciec jest malarzem, a książki z reprodukcjami, które przynosił do domu, i spotkania z rzeźbiarzami i grafikami formowały mnie. Abstrakcja dała mi swobodę wyrażania się poprzez skrót plastyczny, metaforę. W moich realizacjach celowo nie dookreślam pewnych elementów, aby uaktywnić percepcję widza i umożliwić mu własną interpretację.

Takie działania mogą być zbyt wyrafinowane dla publiczności. Po owej scenie konstruktywistycznej z „Oniegina” usłyszałam zdanie: „Nie wiem, o co chodziło, ale to było ładne”.

Polityka 16.2002 (2346) z dnia 20.04.2002; Kultura; s. 59
Reklama