Jak wygląda polska Bridget i czym się różni od pierwowzoru? Przede wszystkim nie jest taka młoda. Nie jest nawet trzydziestolatką, która przebalowała młodość, a teraz zaczyna rozglądać się za mężem. Polska Bridget jest kobietą doświadczoną, dzieciatą i rozwodzącą się. Przeżyła najlepsze lata swego życia z mężem niezgułą, narcyzem, seksualnie niewiernym i emocjonalnie niedojrzałym. Zajmowała się nim i dziećmi, najlepiej jak umiała. Na imię ma Judyta (u Grocholi) albo Wanda (w książce Kosmowskiej). Niezłe patronki – inspiratorka dekapitacji i taka, która woli śmierć od męża!
Tylko pozornie sprawa przedstawia się inaczej w przypadku mojej ulubionej polskiej Brygidy, czyli Maliny, bohaterki „Smaku świeżych malin” Izabeli Sowy. (Prószyński i S-ka). Malina jest młoda i nie ma męża, ale i tak wszystko zaczyna się od bolesnego zerwania zaręczyn. Takich prawdziwych, z rodzicami i pierścionkiem! Rozwodzi się zaś jej dobiegająca pięćdziesiątki mamusia.
Odnotujmy więc najważniejszą prawidłowość. Polska Bridget Jones nie jest kobietą wyzwoloną, ona dopiero musi się wyzwolić. Inny zatem jest punkt wyjścia. Nasze bohaterki najpierw pogrążone są po uszy w patriarchacie. Następnie, zranione przez złych facetów, przeglądają na oczy i co chwilę pytają: jak mogłam pozwolić, aby przez tyle lat mnie oszukiwał? Jak mogłam być taka głupia! No właśnie, jak? Na to pytanie z pewnością nie znajdziemy odpowiedzi u polskich autorek. A ich bohaterki wyzwolone z patriarchalnego ucisku natychmiast rozwijają skrzydła. Uczą się prowadzić samochód, odnoszą sukcesy zawodowe, budują samodzielnie domy. Stają się wreszcie kobietami wolnymi, ogłaszają, że nie są już uzależnione od chłopów, by natychmiast poświęcić się poszukiwaniom następnego mężczyzny, ale tym razem odpowiedniego.