Archiwum Polityki

Kupuj, głupcze

Gdyby drużynę George’a W. Busha podzielić na gabinet wojny, gabinet gospodarki i wystawić obu cenzurki za pierwszy rok, to ten pierwszy spisał się o klasę lepiej niż ten drugi. Jak na razie batalia z terroryzmem przyniosła lepsze wyniki niż zmagania z recesją.

Konto sukcesów ekipy gospodarczej, w opinii prezydenta, otwierają agresywne cięcia podatków i szybkie przywrócenie normalnego funkcjonowania rynków finansowych po tragedii w Nowym Jorku. Gorzej sprawy się mają z pakietem antyrecesyjnym, z reformami systemu ubezpieczeń społecznych i służby zdrowia, a pouczenie Japończyków przez ministra skarbu Paula O’Neilla na niewiele się zdało.

W batalii o Biały Dom gubernator Teksasu obiecywał niższe podatki, tańsze lekarstwa dla emerytów, lepsze szkoły, zmodernizowane wojsko i mniejszą zależność Ameryki od obcych źródeł energii. A wszystko to bez zwiększania zadłużenia. Jego oponent, urzędujący wiceprezydent Al Gore, powtarzał uparcie, że coś się w tym rachunku nie zgadza, ale okazał się o włos za mało przekonywający.

Najłatwiej poszło nowemu prezydentowi z podatkami. Po Clintonie odziedziczył ogromną nadwyżkę budżetową, rekordowo niskie bezrobocie i gospodarkę, która wyglądała całkiem zdrowo, choć zaczynała od czasu do czasu pokasływać. Skoro kasa federalna pęka w szwach, powiadał George W. Bush, oddajmy trochę podatnikom, bo to po pierwsze ich pieniądze, a po wtóre zrobią z nich lepszy użytek niż Kongres. Opozycja na to, że po pierwsze na programie Busha zarobią głównie bogaci, a po drugie, nie dzielmy skóry na niedźwiedziu, bo scenariusze świetlanej przyszłości z gigantycznymi nadwyżkami w budżecie mogą się okazać przesadnie optymistyczne. W końcowym rozrachunku nie przeszkodziło to niektórym demokratom poprzeć nowego prezydenta, bo łatwiej głosować za obniżką podatków niż za ich podwyżką.

Zadyszka na starcie

Zanim się George W. Bush obejrzał, gospodarka dostała zadyszki. Gdy korporacje gwałtownie przyhamowały inwestycje, jedyną lokomotywą ciągnącą do przodu pozostał konsument. Zadłużony, ale pełen optymizmu i dalej brnący w długi.

Polityka 9.2002 (2339) z dnia 02.03.2002; Gospodarka; s. 60
Reklama