Do Ameryki przyjeżdża się nie tylko po pieniądze, ale i po zdrowie. Rocznie kilkadziesiąt tysięcy osób funduje sobie wycieczki do USA, by wypoczywać na ekskluzywnych farmach piękności i młodości. Dzisiejsze terapie, w przeciwieństwie do tych sprzed lat, nie polegają jedynie na nacieraniu olejkami, piciu ziół, masażach i gimnastyce. Pacjentom przepisuje się konkretne medykamenty na starość. Bo starzenie się to choroba, którą można leczyć – twierdzi coraz więcej amerykańskich lekarzy podkreślając przy tym, że „nieśmiertelność” jest w zasięgu ręki.
Leczenie starości
Według danych Amerykańskiej Akademii Medycyny Przeciwko Starości (American Academy of Anti-Aging Medicine) już dziś ponad 2500 amerykańskich lekarzy oferuje „leczenie starości”. Niektórzy czynią to w ramach swojej codziennej praktyki w klinikach i szpitalach, inni przy współpracy z takimi instytutami jak Los Gatos Longevity Institute w Dolinie Krzemowej, Los Angeles Gerontology Research Group czy Cenegenics Medical Institute w Las Vegas.
Wszelkiego rodzaju hormonalne terapie zastępcze idą dzisiaj wśród osób „chorych na starość” jak gorące bułeczki. Lekarz rozpoczyna taką kurację od ustalenia zawartości poszczególnych hormonów w ciele pacjenta i opracowuje stosowne koktajle hormonalne, którymi potem pacjenta „leczy”. Zdarza się, że niektórym kuracjuszom wystarcza sam testosteron, jednak większości potrzebne są kombinacje trzech, a czasem nawet sześciu składników.
Największe nadzieje wzbudza hormon wzrostu. Wydzielany w młodym wieku przez przysadkę mózgową jest odpowiedzialny za rozwój mięśni, tkanek i kości, a także przemianę materii. Jego produkcja zaczyna dramatycznie spadać po trzydziestym roku życia i to między innymi dlatego ludzie wtedy zaczynają mieć kłopoty z nadwagą, obniżoną odpornością oraz niedostatkiem życiowej energii.