Archiwum Polityki

Póki ropa droga

Młody i ambitny German Grief, minister rozwoju gospodarczego i handlu, uznawany jest za symbol reform. Niemiec-reformator – to w rosyjskiej historii obraz dobrze znany, wręcz stereotypowy.

Już w średniowieczu istniałysłobody, takie specjalne strefy ekonomiczne, których mieszkańcy byli zwolnieni od ciężarów feudalnych i korzystali z przywilejów. Reformatorzy z niemieckiej słobody – najpierw Moskwy, później Petersburga – rozpoczęli działalność w czasach Piotra I, a zakończyli w okresie rewolucji. Bolszewicy nie potrzebowali reformatorów, lecz specjalistów od wywłaszczania – bez względu na narodowość, europejskie wychowanie czy heidelberskie wykształcenie. Wydawało się, że w 1917 r. historia Niemców-reformatorów w Rosji została przerwana. Tym bardziej że po wybuchu II wojny światowej rosyjscy Niemcy zostali przemieszczeni daleko od ośrodków cywilizacji.

Do jednej z kazachskich wiosek przesiedlona została również rodzina przyszłego rosyjskiego ministra rozwoju gospodarczego i handlu Germana Griefa. Dziadek Griefa, profesor filolog, przyjechał do ówczesnej stolicy Rosji w 1913 r. na zaproszenie Uniwersytetu Petersburskiego, by wykładać grekę. Następne pokolenie rodziny musiało zapomnieć o wzniosłych materiach. Matka Griefa, ekonomistka z wykształcenia, zarabiała na życie jako wiejska rachmistrzyni, a ojciec jako elektryk.

Wszelako także tam kultywowane były narodowe tradycje: Grief dorastał w niemieckojęzycznym środowisku, jednakowo dobrze władał rosyjskim i niemieckim, za żonę wziął sobie Niemkę, znany jest ze swojego zamiłowania do niemieckiej filozofii (cytuje z pamięci w oryginale Kanta i Hegla). Jedną z najważniejszych inicjatyw Griefa, gdy rozpoczął pracę w Petersburgu, było objęcie patronatem państwa odbudowy zniszczonej na początku II wojny światowej niemieckiej słobody w osadzie Strielna pod Peterhofem.

Słowem, Grief – to nie paszportowy Niemiec. To Niemiec z krwi i kości.

Bez nomenklaturowych krewnych

Nie warto chyba tłumaczyć, jak bardzo młodzieniec, wychowany w rodzinie zesłanych do Kazachstanu inteligentów, chciał wyrwać się z zakurzonej wioski, w której życie przypominało byt na zesłaniu lub w więzieniu, a każdego wieczoru trzeba było stawiać się na posterunku milicji.

Polityka 31.2002 (2361) z dnia 03.08.2002; Świat; s. 34
Reklama