Sto lat temu pisywano tak o naszych romantycznych wieszczach, cześć oddając im jako Patriotom, Przywódcom Duchowym Narodu. Do dzisiaj zresztą wyrażany jest pogląd, że to oni tworzyli naszą historię, „projektowali” polskie powstania.
Zbigniew Herbert w książce Siedleckiej występuje jako mianowany przez dzisiejszych Patriotów Wieszcz – Bojownik Niezłomny o wciąż zagrożoną Sprawę Niepodległości. Nic to, że w młodości nie porwał się w sowieckim Lwowie do walki, że nawet nie jest zupełnie pewne, czy należał do AK, choć tak powiadał. Pierwszą połowę książki Joanna Siedlecka poświęciła prowadzonemu z pasją badaniu, czy Herbert mówił prawdę o swej walecznej młodości, bo na przykład nogę złamał na nartach, a nie w wojennych opresjach. Z właściwym sobie upodobaniem do rozkoszy skandalizowania autorka wciąga nas w sprawy ewentualnych zmyśleń i fantazji jak w historyczny przewód sądowy. Przywołuje wielu świadków, cytuje prace badaczy. A jeśli nawet Herbert opowiadał po latach różne barwne, choć niekoniecznie prawdziwe, szczegóły – to co? Jakież to miało znaczenie wobec problemów biograficznych naszych dziewiętnastowiecznych poetów, którzy nie wzięli udziału w powstaniach? A Wieszczami przecież zostali!
W drugiej części książki wypowiadają się obszernie głównie ludzie, którzy udowadniają, że dla nich Zbigniew Herbert był Wieszczem współczesności i dowódcą w trwającej nieustannie walce z komunizmem. Człowiekiem niezłomnym ideologicznie i politycznie. W ostatnich latach publicystą walczącym zaciekle przede wszystkim z wrogiem polskim (postkomunistami i konformistycznymi liberałami) oraz obcym (sprawy Czeczenii). Poetą budzącym sumienia rodaków łudzących się, że odzyskali prawdziwą niepodległość. Używał słów mocnych, bojowych. Leżąc w ostatniej chorobie żegnał odwiedzających wzniesioną dłonią, zaciśniętą w pięść.