Archiwum Polityki

Pech hazardzisty

Nad Totalizatorem Sportowym zawisło fatum, co w przypadku organizatora gier hazardowych ma symboliczny wymiar. Aby wygrać, trzeba mieć szczęście, a TS dotknięty jest jakimś wyjątkowym pechem. Od dwóch lat trwa karuzela personalna, odwołuje się jednych prezesów, powołuje nowych, zmienia składy zarządu i rady nadzorczej. Do niedawna toczyły się zażarte targi dotyczące wyboru operatora systemu online. A kiedy wreszcie udało się wynegocjować warunki nowej umowy, podważyła je pani minister Skarbu Państwa.

28 lutego 2001 r. dokonano wyboru operatora. Została nim firma G-Tech, od 10 lat związana z TS. Wynegocjowano warunki korzystniejsze niż obowiązujące uprzednio. Ustalenia są co prawda objęte tajemnicą handlową, ale z naszych informacji wynika, że G-Tech zgodził się na mniejszą prowizję od obrotu i dogodne dla TS warunki sprzedaży nowych terminali. Wyboru operatora dokonano w oparciu o ekspertyzy dwóch międzynarodowych firm audytorskich i prawniczych. Procedurę przetargową monitorowali przedstawiciele resortów finansów i skarbu. Co prawda protesty złożyli konkurenci G-Techu w wyścigu o kontrakt z Totalizatorem: norweski Telenor i amerykański AWI, ale to normalna reakcja firm, które straciły szanse na gigantyczny (ok. 100 mln dolarów) biznes.

Dlatego ze zdziwieniem odnotowano decyzję minister skarbu Aldony Kameli-Sowińskiej, która nie zatwierdziła nowego kontraktu z powodu rzekomych błędów proceduralnych (ale bez podawania konkretnych zarzutów). Na konsekwencje tego ruchu nie trzeba było długo czekać. G-Tech wypowiedział starą umowę – jej termin upływa 26 października. – Po prostu nie przedłużyliśmy tej umowy – wyjaśnia Andrzej Bogucki, prezes polskiej filii G-Tech – bo zawarto nową w wyniku wygrania przetargu. – Nowej umowy nie podpisano, więc nie obowiązuje – wyjaśnia cytowany już wcześniej obserwator przetargu, były pracownik Totalizatora. – Stara wygasa w październiku. Jeżeli nic się nie zmieni, to trzeba będzie przejść na system ręcznej obsługi. Naklejanie banderoli, liczenie numerków na kuponach, słowem powrót do poprzedniej epoki.

Ale do starych sposobów powrócić będzie trudno. W 1990 r. tygodniowo gracze wypełniali 2,5 mln kuponów, które w centrali firmy sprawdzano ręcznie.

Polityka 19.2001 (2297) z dnia 12.05.2001; Wydarzenia; s. 17
Reklama