Carl Brashear jest osobą autentyczną: pierwszy czarnoskóry, który zdobył dyplom US Navy Dive School, czyli elitarnej akademii wojskowej kształcącej wyspecjalizowanych nurków. Mimo że począwszy od 1948 r. uczelnia ta, w rezultacie dekretu państwowego, przyjmuje adeptów wszystkich ras, Carl jest prześladowany jako kolorowy i niedokształcony: jednak studiuje z uporem na własną rękę, ma osiągnięcia wyczynowe jako nurek, a jest to funkcja najbardziej ryzykowna w armii: wytrzymuje wielogodzinny test pobytu pod wodą, daje sobie radę z radzieckim okrętem podwodnym, wydobywa bombę atomową zatopioną w katastrofie samolotowej, ale traci nogę w wypadku; jednak „nic to!”, jak powiadają bohaterowie naszego Sienkiewicza ciężko poranieni, bo Carl w efektownym finale, stając przed komisją specjalną, dowodzi, że potrafi nadal działać jako nurek mimo protezy. Życiorys zasługujący, by znalazł się w katalogu Guinnessa światowych rekordów i także w heroicznym cyklu kina amerykańskiego „bohaterowie wojskowo-sportowi” czy też „sportowo-wojskowi”, który to film właśnie mamy. Wykonany sprawnie, z odpowiednią muzyką bądź fanfarową, bądź sentymentalną zależnie od okoliczności, i to by było wszystko. Co tu może zainteresować? Cuba Gooding Jr. w roli Carla ma prostotę, szczerość, decyzję, ale dolega brak jego przeżycia wewnętrznego: jedynym jego sygnałem jest, że uwielbiał nurkować jako dziecko w poszukiwaniu zatopionych samochodów. Ale dodano mu do duetu samego Roberta De Niro, jako prześladującego go instruktora, który znęca się nad wychowankami dla ich dobra, ale na końcu wyłania się z niego charakter szlachetny. Jeżeli potrafią Państwo wytrzymać dwie godziny podobnej treści budującej, można się wybrać, ale raczej ze względu na ową parę aktorską, szczególnie na De Niro, na którego można patrzeć zawsze, tym więcej, że ma on tu rolę typową dla niego, osobnika wewnętrznie rozdartego.