Archiwum Polityki

Spowiedź noworoczna

Dlaczego po tylu latach i pomimo wszystko kocham nadal "Politykę"? Mam otóż wszelkie podstawy, żeby tego tygodnika szczerze nie cierpieć. Dziwna jakaś, złowroga, a nierozpoznana ręka (każdy oczywiście mówi, że to nie on) wyrzuca mi regularnie całe zdania z felietonów, w wyniku czego stają się one bezsensowne i muszę potem uchodzić za półidiotę, przy czym to "pół" to jeszcze autokomplement. Przydałaby się w redakcji jakaś lustracja, która wykazałaby, kto mi robi koło pióra (dawniej mówiło się: dołki kopie) i dlaczego.

Tutaj, proszę wybaczyć dygresję, słów parę na temat lustracji uchwalonej przez Sejm nasz kochany. Lustrum oznacza po łacinie moczar, czyli bagno, albo też - co pasuje jeszcze bardziej: legowisko dzikich zwierząt. Rozumiem jednak, że koalicja nie odwoływała się do zapyziałych rzymskich gadań. Chodziło o efekt bezpośredni i wyborczy. W tradycji polskiej lustrum to po prostu lusterko, zwierciadło. A jeśli ktoś zapyta: "zwierciadełko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie?", to cóż ma ono innego do odpowiedzenia niż: Marian Krzaklewski. Po to i cała lustracja.

Wracam jednak do moich "politycznych" krzywd. Na plecy (odwrót kartki) przylepiono mi reżysera Zanussiego. Redakcja płaci mu najwyraźniej sto razy lepiej niż mnie, gdyż za każdym razem czytam, że był a to na Tahiti, a to w Cannes, Las Vegas, Tajlandii, Baden-Baden, albo na innym Barbadosie. Ja, jak pojadę z dziećmi na wakacje w Bory Tucholskie, to muszę potem zwracać długi do następnej Wielkanocy. Czy to jest sprawiedliwe? - Nad wierszówką, którą mi płaci "Polityka" zadumałby się z troską każdy emeryt i rencista, a nawet Adam Sandauer (mój kolega z klasy) - ongiś bojownik KPN, później czołowy rencista Rzeczypospolitej, obecnie obrońca aryjskich pacjentów.

Polityka 4.1999 (2177) z dnia 23.01.1999; Stomma; s. 90
Reklama