Przed urzędnikami skarbowymi postawiono zadanie ambitne, a lepiej powiedzieć wprost, że niewykonalne. W ub. roku z prawie 24 mln podatników odliczeń dokonała niemal połowa, dokładnie 47 proc. Nie ma powodów, aby sądzić, że teraz było inaczej. Rzecz jasna, nie wszyscy domagają się zwrotu nadpłaty, ale urzędy i tak nie będą w stanie wywiązać się z zadania. Najwyraźniej do podobnego wniosku doszło również ministerstwo, gdyż – jak słychać w urzędach – w drodze jest następne pismo ministra, który podnosi poprzeczkę z 500 do 1 tys. zł.
Budżet jest w potrzebie, więc – jeszcze w projekcie ustawy budżetowej – minister finansów zadeklarował, że jego ludzie poprawią ściągalność podatków aż o 2 mld zł. Warto dodać, że rok wcześniej, gdy poprawy ściągalności nie obiecywał, do budżetu z PIT wpłynęło sporo mniej pieniędzy, niż planowano. Do wykonania podatkowego planu (łącznie z VAT) zabrakło ok. 5 mld zł.
Szara strefa jest w Polsce spora i gołym okiem widać, że prawdziwa elita finansowa jest znacznie większa niż grono 270 tys. osób płacących najwyższe podatki. Dochodów nieujawnionych z pewnością szukać trzeba o wiele bardziej energicznie, niż czyniono to do tej pory. Problem w tym, że polecenie ministra całe „moce przerobowe” urzędów skarbowych kieruje na walkę z podatnikami, którzy dochodów nie ukrywają. Będzie to więc, jak do tej pory, ściganie uczciwych, którzy nie uciekają. Owszem – i to bardzo prawdopodobne – mogli się w zeznaniu pogubić, gdyż system podatkowy jest nad wyraz skomplikowany i nowe druki PIT nie są w stanie go uprościć. Dziad, Masa czy Kiełbasa (i inni szefowie świata przestępczego) – jeśli ulg sobie nie odliczali, mogą się nie przejmować urzędem skarbowym.