Archiwum Polityki

Krew na habitach

Siostry nie przyznają się do winy. Cywilny sąd w Belgii, gdzie od lat przebywają, może mieć inne zdanie i skazać rwandyjskie benedyktynki nawet na dożywocie. Byłby to ciężki cios dla Kościoła, leczącego do dziś głębokie rany po masakrze sprzed siedmiu lat. W niewielkiej Rwandzie zwanej Krainą Tysiąca Wzgórz zginęło wtedy co najmniej pół miliona ludzi.

Przez sto dni okaleczano i mordowano ich maczetami, palono żywcem, miażdżono buldożerami. Strzelano do nich z broni palnej i z łuków, obrzucano granatami, tropiono w najodleglejszych zakątkach dżungli, wyciągano z kryjówek. Nie uchroniły ich kościoły, klasztory, budynki misji, gdzie usiłowali się schować przed siepaczami ze szwadronów śmierci. Mordercą mógł być każdy, kto chciał pomścić śmierć prezydenta Juvenala Habyarimany. Szóstego kwietnia 1994 r. dwie rakiety ziemia–powietrze zestrzeliły nad stolicą Rwandy Kigali samolot z prezydentem i jego świtą. Rozpętało się piekło. Na oczach osłupiałego z przerażenia świata prysł mit o wzorcowej dla Afryki zgodzie narodowej, która rzekomo zapanowała w Rwandzie w pierwszej połowie lat 90.

Rwandę zamieszkują od wieków trzy ludy: Hutu, Tutsi i Twa (Pigmeje). Lud Hutu stanowi wyraźną większość, ale mniej liczni Tutsi byli elitą władzy i bogactwa. Stracili część swych wpływów po upadku systemu kolonialnego. Choć oba ludy łączy język i kultura, dzieli je miejsce w społecznej strukturze klasowej. Do ostrych konfliktów między plemionami dochodziło i dawniej, ale nigdy nie przybrały rozmiarów ludobójstwa, kojarzącego się Europejczykom ze zbrodniami Holokaustu czy niedawnych bałkańskich czystek etnicznych.

Hutu uznali zamach na samolot z prezydentem za dzieło terrorystów z plemienia Tutsi, działających na rozkaz rebeliantów nie godzących się z utratą władzy nad krajem. Wśród pierwszych ofiar odwetu byli księża katoliccy (większość kleru wywodziła się z Tutsich); Hutu atakowali kościoły, gdzie Tutsi szukali schronienia. W Rwandzie pracowali i pracują księża, zakonnicy i zakonnice wielu narodowości, także z Polski – pallotyni, marianie.

Polityka 18.2001 (2296) z dnia 05.05.2001; Świat; s. 40
Reklama