Miesięcznik edukacyjny „Perspektywy” wraz z „Rzeczpospolitą” przygotowały ranking, w którym wszelkie uczelnie, duże i małe, akademie teologiczne i wychowania fizycznego stanęły do jednego wyścigu. Autorzy rankingu przyjęli, że najważniejszym elementem oceny szkoły jest prestiż, jakim cieszy się ona w oczach profesury i przedstawicieli największych firm. Opinia tych dwóch środowisk aż w 50 proc. decydowała o miejscu w rankingu. Pozostałe dwa kryteria – poziom naukowy i warunki studiowania – wchodziły do pełnej oceny z wagami, odpowiednio, 30 proc. i 20 proc. Chociaż już sama wielkość przyjętych współczynników wagowych budzi wątpliwości, znacznie bardziej problematyczny wydaje się dobór opiniodawców.
Do naukowców, którzy uzyskali tytuł profesorski w latach 1999 i 2000, rozesłano ankietę z pytaniem: „Gdyby Pana córka, syn, wnuk czy wnuczka wybierali się na studia, jaką uczelnię byście im zarekomendowali?”. Jak należy przypuszczać, a przykładowe opinie zamieszczone w „Perspektywach” w pełni to potwierdzają, respondenci często wskazywali swoją macierzystą placówkę. Jak zaś dramatycznie samoocena różni się od oceny innych, pokazują niedawno opublikowane badania, dotyczące bezpieczeństwa ruchu drogowego. Otóż blisko 80 proc. polskich kierowców uważa, że głównym zagrożeniem są inni użytkownicy dróg, którzy jeżdżą zbyt brawurowo. Podobny jednak procent kierujących pojazdami określa swój sposób jazdy jako bezpieczny. Typowa opinia więc brzmi: – Ja prowadzę dobrze i rozważnie, inni źle i niebezpiecznie.
Profesorowie wykazują zapewne podobną do reszty społeczeństwa skłonność do podwyższonej samooceny. Nie musiałoby to jednak istotnie wpłynąć na wynik rankingu, gdyby wśród 350 opiniujących profesorów nie dominowali przedstawiciele największych uczelni.