Przepraszam, czy to już IV RP, czy będzie jeszcze ciekawiej? Czytam, że gimnazjaliści w całym kraju pisali wypracowanie o śmiechu. Pretekst się znalazł: autorem cytatu o nauce wypływającej ze śmiechu był biskup. Więc nawet katecheta wykładający etykę i uczący religii nie mógł grymasić, chociaż temat to podejrzany i wredny. Śmiech i jego krewniacy – humor i satyra podpadają pod paragrafy: rewidenci przetrząsają mieszkanie emeryta dopuszczającego się w Internecie obrazy Majestatu, czynnik kontrolny usuwa z wystawy instalację Kaczka dziwaczka, w przedszkolu mały Józio klęczał na grochu za opowiadanie dziecinnej zgadywanki:
– Jakie jest najbardziej kłótliwe państwo na świecie?
– Państwo Kaczyńscy.
Banalne to stwierdzenie, że rządzący skórę mają aksamitną, a pamięć równie długą jak ręce. Daleko im do kolekcjonera żartów o sobie sprzed lat i zza wschodniej granicy. Ten na pytanie, ile już zgromadził dowcipów, odpowiadał pogodnie:
– A będzie ze dwa łagry.
Jego kolega Wielki Sternik Mao Zedong wypowiadał się oględniej: „Nie możemy zakazać satyry. W ogóle, ale możemy ograniczyć ją, żeby nie była nadużywana...”. Oczywiście o tym, co jest nadużyciem, decyduje sam zainteresowany. Ściślej – grono lizusów uprzedzających życzenia zwierzchnika, wygorliwiających się w jego imieniu. Ma to sens: rzekomo obrażony i dotknięty do żywego może zawsze powiedzieć, że o niczym nie wiedział, a gdyby wiedział, to też nie robiłby z tego sprawy wagi państwowej. Lubi się pośmiać, kpiny z siebie traktuje wyrozumiale, po ojcowsku. I nie ma mowy, by w jego wypadku powtórzyła się scenka z gabinetu lekarskiego:
– Co panu dolega? – pyta pan doktor.
– Kompleks niższości.
– Prawdę mówiąc, pański kompleks jest uzasadniony.