Archiwum Polityki

Krzesło w ogrodzie

Od czasu do czasu trzeba w życiu coś zmienić. Żeby zobaczyć nowe horyzonty, żeby nie popaść w rutynę, żeby nie zaśniedzieć. Oczywiście, nie jest to łatwe. Toteż zastanawiałem się długo, rozważałem za i przeciw. Już, już przystępowałem do rzeczy, ale w ostatniej chwili pojawiała się zawsze jakaś niespodziewana przeszkoda. Nie była to zapewne przeszkoda realna, raczej pretekst, którego można się było chwycić dla odwleczenia nieodwracalnego. Bo to nieprawda, że zawsze można się jeszcze wycofać. Zupełne złudzenie. Znalazłszy się raz w nowej sytuacji nigdy nie da się już potem powrócić na stare pozycje. Choćbyśmy tego najbardziej pragnęli. Przed zmianą znajdujemy się po prostu w rzeczywistości znanej i oswojonej, którą mniej czy bardziej podświadomie uznajemy za normalną, a więc naturalną i wrodzoną. Odtworzenie jej po skosztowaniu dotąd nieznanego będzie tylko tchórzliwym samookłamywaniem się. Stwierdziliśmy bowiem namacalnie, że możliwe jest co innego. Siłą rzeczy to co było, staje się nie jedyną, ale jedną z potencjalnych figur rzeczy. Możemy ją rekonstruować, ale nie przywrócimy tej oczywistości, która była jej zasadniczym atrybutem. Nieustannie zmagać nam się przyjdzie z nękającymi pokusami alternatywy. Ktoś powie, że dopiero dokonując wyboru uzyskujemy świadomość. Ale na cholerę mi taka świadomość? Kościół na przykład zgoła jej nie zaleca. Czystość do ślubu, wierność po ślubie aż do śmierci i nie ma tu nad czym krzeseł łamać. Co innego ginie w otmętach grzechu i otchłani, a więc nie istnieje. Wszystko jest jasne i wytyczone. Nikt nie zaprzeczy, że komfortowe to rozwiązanie. Toteż rozdarty byłem straszliwie. Zresztą to wyjściowe założenie, że trzeba coś zmienić... Co to znaczy – trzeba?

Polityka 27.2002 (2357) z dnia 06.07.2002; Stomma; s. 98
Reklama