Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Gabinety przechodnie

Na inauguracyjnych posiedzeniach zebrały się Sejm IV kadencji i Senat V kadencji. Posłowie i senatorowie złożyli ślubowanie i wybrali swe władze. Premier Jerzy Buzek podał się do dymisji, a prezydent powołał nowy rząd premiera Leszka Millera. Ten gabinet w ciągu dwóch tygodni musi uzyskać od Sejmu wotum zaufania, co jest formalnością, bowiem koalicja SLD-UP-PSL posiada wystarczającą większość. Tak więc zakończył się powyborczy okres przejściowy. Mamy nowy parlament z ukonstytuowanymi władzami, mamy rząd, który natychmiast przystąpił do działania.

Sejmowa i senacka inauguracja są zawsze dniami szczególnymi. To wówczas po raz pierwszy można się przyjrzeć składowi nowego parlamentu i usłyszeć, jakie mają być jego główne zadania. To wówczas formalnie dokonuje się też zmiana władzy wykonawczej. Ten Sejm różni się od poprzednich, ponieważ ponad połowa posłów nie ma żadnego stażu parlamentarnego, a ustalenie wykształcenia części parlamentarzystów okazało się zadaniem nadzwyczaj trudnym, gdyż sami zainteresowani często zmieniali zdanie. Także połowa senatorów nie miała w przeszłości nic wspólnego z władzą ustawodawczą. Nastąpiła więc wymiana parlamentarzystów w skali niespotykanej w krajach o ustabilizowanych systemach demokratycznych. Już sam ten fakt stanowi, że obecny parlament jest zagadkowy i ciekawy jednocześnie.

W pierwszym dniu największe zainteresowanie budziła grupa posłów Samoobrony w biało-czerwonych krawatach, przemierzająca zwartym szykiem i w towarzystwie licznych kamer sejmowe korytarze. Przypominało to czasy, gdy w tych samych korytarzach pojawiła się drużyna Konfederacji Polski Niepodległej Leszka Moczulskiego. Ten sam szum, ten sam stukot butów, ten sam sposób trzymania się razem (z niepewności czy też z przekonania, że oto parlament do nas należy?). W jakimś sensie należy, skoro Andrzej Lepper został wybrany na wicemarszałka uzyskując nadspodziewanie dużo głosów.

Wybór wicemarszałków ma dwa istotne aspekty. Sam wybór Leppera miał prawo zbulwersować wiele środowisk i wielu obywateli, mogła także bulwersować argumentacja tych, którzy za tym kandydatem głosowali. Sprowadzająca się do tego, że wszyscy posłowie mają takie same mandaty uzyskane w demokratycznych wyborach. To prawda. Nikt nie kwestionuje mandatów posłów Samoobrony. Należy jednak zapytać: czy wicemarszałkiem Sejmu musi zostawać polityk mający tak skomplikowane stosunki z wymiarem sprawiedliwości i na dodatek publicznie zapowiadający, że nie zamierza ich zmieniać?

Polityka 43.2001 (2321) z dnia 27.10.2001; Wydarzenia; s. 16
Reklama