Archiwum Polityki

Patrz, co podpisujesz

Od towarzystw ubezpieczeń na życie odpływa fala rozczarowanych klientów. Rezygnują z polis nie tylko z powodu braku pieniędzy na dalsze opłacanie składek, ale też dlatego, że kupując je nie zawsze wiedzieli, co czynią. Tymczasem zerwanie umowy również okazuje się kosztowne.

Najszybciej przekonują się o tym osoby, które ubezpieczyły się pod wpływem nieuczciwego agenta, obiecującego im krociowe zyski.

Halina D. z Poznania opowiada taką historię: W lipcu 1995 r. za namową znajomej wykupiłam polisę Ubezpieczenie Uniwersalne plus ochrona życia. Według słów przedstawicielki towarzystwa, inwestycja ta już po 2 latach powinna przynosić zyski. Znajoma przekonywała, że to lepsze niż lokata w banku, po dziesięciu latach będę miała godziwą dopłatę do otrzymywanej renty. Co roku jest indeksacja pomnażająca zysk. Złapałam się na te obietnice. W 1997 r. ubezpieczyłam męża, a rok później swoją dwuletnią siostrzenicę, której miałam zapewnić wspaniały posag. Teraz, gdy stałam przed decyzją, czy kontynuować polisę i zgodzić się na kolejną, bardzo wysoką indeksację, poprosiłam towarzystwo o przedstawienie mi dokładnego rozliczenia stanu mojego konta. Bomba wybuchła! Przez te wszystkie lata wpłaciłam 10 904,54 zł, a na koncie miałam 9107,42 zł. Gdybym te pieniądze wpłacała do banku, miałabym około 18 tys. Mąż wpłacił łącznie 5712,64 zł, a na koncie ma 3155,97 zł. Najbardziej jednak zdenerwowała nas Polisa Junior, gdzie podobno tak zyskownie ulokowałam pieniądze. Do tej pory wpłaciłam 3672,72 zł, a jeśli zrezygnuję z polisy, otrzymam 2922,97 zł. A więc okradziono nawet dziecko! Gdy zapytałam, ile mała dostałaby po ukończeniu 20 lat, powiedziano, że 18 tys. zł. Natychmiast wycofałam pieniądze i ulokowałam je w banku.

To nie bank

Towarzystwa ubezpieczeniowe nie ścigają się z bankami w mnożeniu oszczędności klientów. One bowiem handlują zupełnie innym towarem – mają łagodzić negatywne finansowe skutki nieszczęść, które mogą się nam przydarzyć.

Polityka 43.2001 (2321) z dnia 27.10.2001; Gospodarka; s. 72
Reklama