Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Bombardierzy kontra sybaryci

Zjednej strony pisze mi się ciężko, bo we łbie szumi jak nie przymierzając za najlepszych czasów, z drugiej strony pisze mi się lekko, bo wreszcie przyszła chwila, w której zaczynam redakcję „Polityki” od środka opisywać. Ochotę na to miałem od dawna, ale nie umiałem znaleźć odpowiedniej perspektywy. Teraz mam należyty i interesujący punkt widzenia, przyglądam się mianowicie moim kolegom z punktu widzenia sali gimnastycznej, w której co sobota z powodzeniem, któremu dorównuje jedynie nasza zajadłość, grywamy w piłkę. Szum we łbie ma źródło w ostatnim meczu, w feralnej 70 minucie miałem mianowicie w wyskoku do piłki słynne powietrzne starcie z bramkarzem drużyny przeciwnej, był nim akurat wybitny reporter śledczy Piotr Pytlakowski – nie tylko w Pruszkowie wiedzą, czym to musiało się skończyć.

Mecz w ogóle był interesujący i warto dać z niego szczegółową i bezpośrednią relację, mieć ona może dalekosiężną wymowę psychologiczną. Oprócz reportera śledczego Pytlakowskiego w drużynie przeciwnej grał jeszcze redaktor naczelny Jurek Baczyński i to w zasadzie rozstrzygało sprawę. Nie będę się pogrążał w nostalgicznych reminiscencjach, ale z doświadczenia wiem jedno: jak w drużynie przeciwnej grają ramię w ramię – że użyję ich powszechnie wśród kibiców znanych ksyw – Bacz z Pytlakiem, należy raczej z góry pogodzić się z porażką. Obaj ci wszędobylscy gracze cechują się żelazną konsekwencją, wolą walki i ambicją do ostatniej sekundy. Warunkami fizycznymi przypominają parę słynnych czeskich pomocników z początku lat sześćdziesiątych Masopusta i Pluskala i podobnie jak tamci są nie do przejścia, ich atomowe uderzenia zza linii pola karnego są nie do obrony, zaś akcje pod bramką przeciwnika wieńczą z bezlitosną sprawnością lodowatych egzekutorów.

Polityka 43.2001 (2321) z dnia 27.10.2001; Pilch; s. 92
Reklama