W połowie marca między absolwentami Wydziału Prawa i Administracji UJ z lat 80. doszło do nagłego ożywienia kontaktów. – Pamiętasz tego Wygodę? – krążyły pytania zadawane po lekturze doniesień o powołaniu szefa Biura Lustracyjnego IPN. – Słabo – brzmiała najczęstsza odpowiedź.
Studia zaczynali w ponad 200 osób – kto szaleńczo nie imprezował i nie narażał skóry w opozycyjnych akcjach, wtapiał się w tłum. Ten mało wyraźny obraz Jacka Wygody, który części kolegów rysuje się na tamtym tle, jest jednak utrzymany w dość ciepłej tonacji. – Bardzo życzliwy. Spokojny, wyważony – wymienia Paweł Graś, dziś poseł PO z Małopolski. – Świat polityczny do tej pory raczej go tu nie znał.
Na mocy nowej ustawy Biuro Lustracyjne IPN przejmuje obowiązki i pracowników zlikwidowanego Biura Rzecznika Interesu Publicznego. Ma weryfikować oświadczenia lustracyjne, a także ogłaszać listy współpracowników służb PRL. Wcześniej szef BL musi zorganizować nabór prokuratorów i archiwistów. Na nowe zadania IPN dostał w tym roku dodatkowe 20 mln zł.
Wcześniej w kolejnych miejscach pracy Wygoda dał się poznać jako ambitny, lubiący wyzwania funkcjonariusz, a potem prokurator. Według kolegów: zainteresowany historią, zwłaszcza najnowszą. Według mniej mu życzliwych: obdarzony instynktem rozliczeniowca z Polską Ludową, z inklinacjami do tropienia spisków. Funkcja szefa BL daje szanse tak zaspokojenia głodu wiedzy, jak i odegrania znaczącej roli w procesie rozliczeń. Poza tym to jedno z najbardziej wpływowych dziś stanowisk. A któż – powiedzmy szczerze – jest całkowicie impregnowany na perspektywę kariery, a w każdym razie władzy? Tyle o tym, dlaczego mógł się zdecydować. Jest i ważniejsze pytanie: dlaczego to jego wybrano?