Rozpoczynający się proces będzie prawdopodobnie jednym z największych medialnych spektakli najbliższych miesięcy. Trybunał już teraz ogranicza liczbę świadków, bojąc się, że przesłuchanie wszystkich zajęłoby zbyt dużo czasu i niekoniecznie prowadziło do jasnych wniosków. Na razie były dyktator będzie odpowiadał za zbrodnie serbskie w Kosowie – Trybunał przesłucha 90 świadków, w większości anonimowych, ukrytych pod kryptonimami. Nie wiadomo, kiedy rozpocznie się drugi proces, dotyczący zbrodni wojennych popełnionych w Chorwacji i Bośni. Sędziowie uznali, że te dwie sprawy można połączyć w jedną.
Sąd nad Serbami
Miloszevicia będą bronili sprawdzeni w bojach adwokaci; jeden z nich wsławił się obroną terrorysty Carlosa – Iljicza Ramireza Sancheza.
Tymczasem Slobo cały czas zachowuje się niczym władca z kiepskiej farsy – z jednej strony neguje prawomocność haskiego trybunału i, rzecz jasna, odrzuca wszelkie oskarżenia, jak utrzymuje, „sformułowane przez niedorozwinięte siedmioletnie dziecko”, z drugiej zaś cały czas zabiega, aby Trybunał zapoznał się z dokumentami, dającymi świadectwo zbrodniom popełnionym przez NATO oraz Albańczyków na narodzie serbskim. Dopiero ich lektura miałaby dać sędziom właściwy obraz wydarzeń podczas wojny o Kosowo.
Tak więc Miloszević nie zamierza uznawać Trybunału, mającego go sądzić, ale chętnie podejmie z nim współpracę, jeśli na ławie oskarżonych zasiądą także przeciwnicy dyktatora. Podczas przesłuchań wygłasza on patetyczne tyrady z generalną tezą: uwięzienie i proces są odwetem Zachodu (a szczególnie Stanów Zjednoczonych) za porażkę, jakiej wojska NATO doznały z rąk małego, biednego i nieuzbrojonego, ale dzielnego narodu serbskiego.
Rzecz w tym, że słowa Miloszevicia w coraz mniejszym stopniu oddziałują na serbskie sumienia i nastroje – według rozmaitych sondaży ów polityk cieszy się słabnącym poparciem nawet w kręgach nacjonalistycznych.