Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Trudno być najpiękniejszą

Rozmowa z Liv Tyler, księżniczką Arweną w filmie „Władca pierścieni”

Kim są elfy?

To eteryczne istoty. Są wysokie, eleganckie, mają nieco androginiczny wygląd. Oczywiście wiadomo, które z nich są kobietami, a które mężczyznami. Lecz w pewnym sensie ich seksualność jest umowna.

Myślała pani kiedykolwiek, że zagra elfa?

Nic podobnego. O istnieniu elfów dowiedziałam się dopiero ze scenariusza „Władcy pierścieni”.

Arwenę mogła zagrać tylko jedna z największych piękności współczesnego kina. Pani przyjęła tę rolę, bo nie wypadało odmówić reżyserowi?

Znam wiele aktorek i aktorów, fanów powieści Tolkiena, którzy rzuciliby wszystko, byle zagrać w tym filmie. Nie potrafię powiedzieć, czym się kierował reżyser wybierając akurat mnie. Miał swoją wizję. Był odporny na naciski. Mnie osobiście do udziału w tym przedsięwzięciu przekonała determinacja reżysera. Chciał nakręcić po raz pierwszy w dziejach kina wierną adaptację trylogii. I to mu się udało. Poza tym podobała mi się historia miłości Arweny i Aragorna.

W tej przypowieści o zniszczeniu Jedynego Pierścienia główne role zarezerwowane są dla mężczyzn. Zagranie nieśmiertelnej Arweny zakochanej w Aragornie i wspierającej go w desperackich zmaganiach nie było chyba trudnym zadaniem?

„Władca pierścieni” jest sagą, opowieścią mitologiczną, a nie obyczajową historią miłosną. Kobiety, choć nie są skomplikowanymi psychologicznie postaciami, odgrywają w tolkienowskim świecie istotną rolę. Arwena symbolizuje miłość. Jest uważana za najpiękniejszą spośród wszystkich istot. Przeżyła tysiące lat i przepełnia ją gromadzona przez wieki mądrość elfów. Mimo to kocha śmiertelnego mężczyznę. I musi dokonać straszliwego wyboru: odejść do Nieśmiertelnych Krajów Zachodu albo pozostać z Aragornem w Śródziemiu, gdzie stanie się zwykłą śmiertelniczką.

Polityka 6.2002 (2336) z dnia 09.02.2002; Kultura; s. 51
Reklama