Ksiądz Marian piórkiem sprawdza reakcje skóry potencjalnego swego pacjenta, kiedy podejrzewa, że jest on zarażony. Jeśli łaskotanie nie wywołuje reakcji – znak to niemal pewny, że drażnione miejsce jest już trędowate.
Trędowatych w Indiach, jak kiedyś w Europie, traktuje się ze zgrozą. Wypędza z domów, zmusza do żebrania. Jeżdżą wózkami zrobionymi z kilku deseczek, owinięci w szare szmaty i brudne bandaże, przez które przecieka zaropiała krew. Siadają na skrzyżowaniu dróg, kikutami palców pozdrawiają przejeżdżających i proszą o monetę do puszki. Nikt nie reaguje. Musiałby być księdzem Żelazkiem.
Trąd – wstydliwa sprawa. W podstawowych książkach o Indiach prawie niczego na ten temat nie ma. Myślenie magiczne: nienazwane nie istnieje. Dopiero w książkach o Matce Teresie jest. Ksiądz Żelazek uczył zakonnice Matki Teresy, jak postępować z trędowatymi, jak się organizuje leprozoria.
Odrzuceni
Przepisuję z notatnika Matki Teresy: „14 stycznia (nie wiadomo którego roku – przyp. aut.) odwiedziłam trędowatą. Straszny widok. Rodzina wyrzuciła ją z powodu choroby. Palce jej poodpadały i największym dla niej problemem jest gotowanie. Cały czas bawi się z kotem”.
Indira Gandhi, organizując VII Szczyt Niezaangażowanych w Delhi, na który przybyło w 1983 r. siedemdziesięciu trzech szefów państw i rządów, kazała zebrać trędowatych ze wszystkich ulic stolicy i wywiozła ich na peryferie, skąd ciągle próbują wracać.
Mają podwyższone libido. Dominique Lapierre pisze o tym w „Mieście radości”: w kolonii trędowatych w slumsach Kalkuty szczęście nocnego, mrocznego, trędowatego seksu tłumi koszmary dnia powszedniego. (Dziecko trędowatych nie musi być trędowate, czasem rodzi się zdrowe).
Hinduizm nie akceptuje trędowatych.