Archiwum Polityki

Niepowetowana strata

Na pierwszym posiedzeniu nowo wybranego Sejmu (19 października) nowy marszałek poinformuje posłów, jakie to ustawy rozpatrywane przez poprzedników nie zostały sfinalizowane. Zapyta, czy zgadzają się oni, by zgodnie z przyjętym obyczajem trafiły do kosza. Jak to się stało, że duża część pracy starego parlamentu pójdzie na marne?

Niepisana, ale ukształtowana w parlamentarnej praktyce oraz w doktrynie prawa konstytucyjnego tzw. reguła dyskontynuacji oznacza przerwanie nieskończonych prac nad ustawami. Chodzi o to, by nie obciążać nowego Sejmu bagażem z poprzedniej kadencji. Tak czy inaczej oznacza to marnotrawstwo energii posłów, ekspertów oraz stratę pieniędzy i ton papieru na druki, które teraz pójdą na przemiał. Uchwalenie ustawy to przecież zbiorowy wysiłek setek ludzi, cały skomplikowany system tworzenia prawa (patrz uproszczony schemat). Jeśli dodamy, że ustępujący Sejm trzeciej kadencji uchwalił ok. 640 ustaw, projektów zaś wpłynęło do niego 1150, to zdamy sobie sprawę z rozmiarów legislacyjnego przedsięwzięcia.

Silnym argumentem za tym, aby jednak zmarnować część tego wysiłku, jest pogląd m.in. prof. Leszka Garlickiego, iż „po pierwsze uwalnia się nowy parlament od konieczności formalnego załatwiania różnych projektów i przedłożeń, których odrzucanie w głosowaniu byłoby politycznie niedogodne, po drugie – nowy parlament (jak to mamy w 2001 r.) niekoniecznie musi stanowić polityczną kontynuację swego poprzednika...”. Zasada ta miała wprawdzie w przeszłości wyjątki, ale były one tylko potwierdzeniem reguły.

Zmiana kadencji parlamentu w 2001 r. przynosi tę nowość, że – przede wszystkim ze względu na obniżenie kosztów, jakie poniósłby budżet – prezydent Aleksander Kwaśniewski częściej niż zwykle korzystał ostatnio z przysługującego mu prawa weta. Tak jak wcześniej zdarzało mu się wyjątkowo nie podpisywać ustawy lub kierować ją w wypadku wątpliwości natury prawnej do Trybunału Konstytucyjnego, tak teraz kilkanaście już razy w ciągu dwóch ostatnich miesięcy mówił: weto. Problem, który w związku z tym wcześniej czy później wyjdzie poza naukowe seminaria, bo jest kwestią i teoretyczno-prawną, i praktyczną, to – co zrobić z prezydenckim wetem przypadającym według kalendarza właśnie na zmianę kadencji?

Polityka 42.2001 (2320) z dnia 20.10.2001; Kraj; s. 44
Reklama