Aneta trafiła do ośrodka wychowawczego, bo uciekała z Domu Dziecka, gdzie była od niemowlaka. Nikt jej nie odwiedzał, więc sama szła w odwiedziny – do miasta, do ulic, do znajomych, koleżanek mających rodziny. W czasie jednej z ucieczek koleżanka zamknęła ją w komórce na podwórku i dała klucz znajomemu mężczyźnie. Zgwałcił Anetę wiele razy. Wychodził na papierosa, wracał i znów gwałcił.
Aneta uciekła z koleżanką do Warszawy. Koleżanka miała znajomą w agencji towarzyskiej. Jeśli zaczniecie u nas pracować, będziecie miały co jeść, gdzie spać, nikt was nie znajdzie i nie odstawi siłą do ośrodka we Wrocławiu – powiedziano dziewczynom. Koleżance praca się spodobała. Niezły grosz i spokój od policji. Próba podjęcia pracy przez Anetę skończyła się dla klienta paskudnie. Aneta dała mu w gębę, a on zażądał zwrotu pieniędzy.
– Ktoś, kto został w dzieciństwie zgwałcony, nie nadaje się na prostytutkę – mówi Andrzej Wróblewski, dyrektor Domu Dziecka nr 10 na Ursynowie w Warszawie.
W burdelach na Zachodzie dziewczyny przed podjęciem pracy są seryjnie gwałcone przez alfonsów – żadne następne upokorzenie nie jest już wtedy większe. I dziewczyna jest przygotowana. Lecz są kobiety, które się do tej roboty nie nadają z natury, jak do górnictwa czy rozładunku wagonów. Więc może Aneta jest też taka. Teresa E., która w agencji była telefonistką i zapisywała zgłoszenia panów, zabrała Anetę do siebie na święta. Gołym okiem widać było, że nie ma osiemnastu lat. Zrobiło się jej dzieciaka żal. Więc ile ma naprawdę? Piętnaście.
Dwóch przerażonych chłopaczków
Dyrektor Andrzej Wróblewski zauważył już dawno, że dzieci przy przyjęciu do jego Domu Dziecka przeżywają wstrząs.