Archiwum Polityki

Wirus u sąsiada

Epidemia na Ukrainie wybuchła nagle. Początkowo był to nieznany wirus, który zaatakował ludność zachodnich obwodów kraju. Później wirus okazał się grypą, a nawet grypą świńską H1N1. Nie było wiadomo, ile osób zachorowało, ile zmarło, bo zza naszej wschodniej granicy płynęły sprzeczne doniesienia. Przez moment nawet wyglądało, że więcej osób zmarło, niż choruje. Zapanowała panika, a ulice opustoszały.

Pewne okazało się jedno: chaos. We Lwowie, Iwano-Frakiwsku i Tarnopolu, gdzie choroba zaatakowała najgwałtowniej, zabrakło w aptekach szczepionek, ale przede wszystkim leków przeciwgrypowych, przeciwwirusowych oraz zwykłej aspiryny, witaminy C i maseczek, które stały się przedmiotem pierwszej potrzeby. Na Ukrainie aptek jest równie dużo jak w Polsce i przed każdą ustawia się kilkusetosobowa kolejka. Kiedy resort zdrowia plątał się w zeznaniach, inicjatywę przejął prezydent Wiktor Juszczenko i pojechał do Lwowa. Prezydent zwrócił się o pomoc humanitarną do prezydenta Polski, a następnie zaapelował o pomoc międzynarodową. Polskę poprosił także o wykonanie testów próbek na obecność wirusa H1N1: miałby się tym zająć Wojskowy Instytut Higieny i Epidemiologii. Juszczenko dał do zrozumienia, że rząd nie radzi sobie z epidemią.

Natychmiast premier Julia Tymoszenko poleciła zamknięcie szkół i przedszkoli w całym kraju na trzy tygodnie, wstrzymanie poboru do wojska oraz dwukrotną w ciągu dnia dezynfekcję dworca kolejowego w Kijowie. W ministerstwie zdrowia uruchomiono sztab i gorącą linię, w Szwajcarii zamówiono 16 ton leku Tamiflu. Pierwszy transport leku ze Szwajcarii odebrała osobiście na lotnisku pani premier. Rząd zabronił też masowych zgromadzeń. Według poniedziałkowych informacji ukraińskiego resortu zdrowia, zachorowań jest już 200 tys., a przyczyną 67 zgonów był wirus H1N1.

Polityka 45.2009 (2730) z dnia 07.11.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 10
Reklama