Nigdzie w Europie przejście z czasu letniego na zimowy nie wzbudza równie gorących emocji jak na Wyspach Brytyjskich. Co roku jesienne majstrowanie przy wskazówkach ożywia tam starą wątpliwość: czy warto trwać przy tzw. czasie uniwersalnym? Bo może bardziej opłaca się dołączenie do strefy czasu środkowoeuropejskiego, rozciągającej się od Hiszpanii po Polskę? Ten dylemat, na zlecenie Eamona Ryana, ministra energii Irlandii, mają wyjaśnić irlandzcy naukowcy. Minister podejrzewa, że operacja przyniosłaby wiele korzyści. W Wielkiej Brytanii podobna dyskusja utyka zawsze w tym samym punkcie. I nie chodzi wcale o splendid isolation w dziedzinie chronometrii, lament nad spuścizną obserwatorium w Greenwich, ale o krowy z północy Szkocji. Tamtejsi rolnicy twierdzą bowiem, że przyjęcie czasu środkowoeuropejskiego zmusi ich do dojenia krów po ciemku, a do tego ani szkockie krowy, ani szkoccy dojarze nie są przyzwyczajeni.