Archiwum Polityki

Wyczyścić i wytrzymać

Już niedługo prezydent Obama ogłosi, czy wyśle do Afganistanu kolejne 40 tys. wojsk. O to proszą go generałowie. Nie dając gwarancji, że to rozwiąże problem.

Przed podobnym dylematem stał 45 lat temu inny demokratyczny prezydent Lyndon B. Johnson, który za namową doradców zdecydował się na eskalację wojny w Wietnamie. Co było dalej, wiadomo. Czy obecna wojna musi się tak samo źle skończyć?

Sytuacja w Afganistanie pogarsza się od kilku lat, za co ekipa Obamy obwinia prezydenta Busha – pakując się w wojnę z Irakiem zaniedbał on kraj, w którym Al-Kaida znalazła azyl. Już w kampanii wyborczej Obama zapowiadał przerzucenie sił do Afganistanu, a po objęciu władzy nazwał operację afgańską „wojną nie z wyboru, a z konieczności”. Jednak Osama ibn Laden, jego zastępca Al-Zawahiri, a nawet przywódcy afgańskich talibów ukrywają się dziś w Pakistanie. Miejscowi islamiści także przystąpili do ofensywy. Liczący ponad 170 mln ludności i uzbrojony w broń nuklearną Pakistan to inny front tej samej wojny. Nie ma tam wojsk USA, tylko amerykańska broń i dolary, ale problem jest jeden: to Afganistan-Pakistan, w skrócie: AfPak.

W dwa miesiące po wprowadzeniu się do Białego Domu Obama ogłosił nową strategię wojny: była to, w przybliżeniu, afgańska wersja sprawdzonej w Iraku surge, czyli strategii, która polega na zwiększaniu liczby wojsk. Wysłano do Afganistanu dodatkowych 21 tys. żołnierzy, wzmacniając amerykański kontyngent do 68 tys. Przy pomocy 35 tys. wojsk NATO mieli oni, jak w Iraku, „czyścić i trzymać” zdobyte tereny oraz szkolić afgańskie siły rządowe. W Pakistanie główna rola przypadła dyplomatom. Specjalny wysłannik Richard Holbrooke miał przekonać tamtejszy rząd, by pojednał się z odwiecznym wrogiem, Indiami, przerzucił więcej sił na zachodnią granicę i podjął walkę z miejscowymi talibami. Za perswazją stoją pieniądze: w Kongresie przepchnięto dodatkowe 7,5 mld dol. na pomoc dla Pakistanu.

Polityka 45.2009 (2730) z dnia 07.11.2009; Świat; s. 86
Reklama